Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Złudne marzenia o euro >>

Złudne marzenia o euro

Koniunktura w polskiej gospodarce

Kwiecień okazał się dość dobrym okresem dla polskich aktywów. Zyskał zarówno złoty, jak i akcje notowane na warszawskim parkiecie. Jednak w większym stopniu było to wynikiem poprawy nastrojów na światowych rynkach niż informacji z kraju. Zwłaszcza, że w końcu miesiąca napłynęły niepokojące sygnały mogące przekreślić szybką drogę do przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty.

W ostatniej dekadzie kwietnia notowania euro oscylowały wokół 4,40 zł, a dolara wahały się w rejonie 3,40 zł. Z kolei za szwajcarską walutę płacono średnio 2,90 zł. To poziomy wyraźnie niższe niż jeszcze na początku miesiąca, który był pod wpływem słabej końcówki I kwartału br. W efekcie, w ciągu kilku tygodni euro potaniało o ponad 20 gr, chociaż warto zaznaczyć, że wynik mógłby być jeszcze lepszy. W połowie kwietnia za euro płacono tylko 4,2250 zł, co sprawiło, że powróciliśmy w okolice obserwowane ostatnio w końcu grudnia 2008 r. (4,18 zł). W ten sposób złoty zareagował na informacje o tym, że Polska ma szansę uzyskać 20,5 mld USD w postaci elastycznej linii kredytowej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a także na wyraźną poprawę nastrojów na światowych giełdach. W połowie kwietnia najstarszy indeks na Wall Street, Dow Jones Industrial Average, pokonał w górę poziom 8 tys. pkt. Pomogły w tym informacje, jakie napłynęły z tamtejszego sektora bankowego. Nieoczekiwane zyski największych rynkowych tuzów osiągnięte w I kwartale br. wzbudziły nadzieje, iż branża ta najgorsze ma już za sobą. Wrażenie to może okazać się jednak dość złudne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż najprawdopodobniej 4 maja br światło dzienne ujrzą tzw. wyniki „testów wytrzymałości” przeprowadzonych dla 19 największych amerykańskich banków, które mają na celu sprawdzenie, czy instytucje te mają wystarczającą ilość kapitału, aby poradzić sobie z ewentualnymi stratami, a także móc przywrócić akcję kredytową. Wprawdzie Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA starał się zapewnić inwestorów, iż nie mają się czego obawiać, to jednak słowa Nouriela Roubini – uznawanego przez niektórych za rynkowego guru – zdawały się temu przeczyć. Ten profesor nowojorskiego uniwersytetu przyznał w jednym z ostatnich wywiadów, iż potencjalne straty banków z tytułu złych kredytów mogą okazać się znacznie większe od rynkowych szacunków, a wzrosty na giełdach z ostatnich tygodni nazwał „rajdem frajerów”. Czy zatem czeka nas „czerwony maj” na światowych parkietach?

Niemal na pewno należy rozpatrywać ostatnie zwyżki, jako większą korektę w blisko 2-letnim rynku niedźwiedzia niż początek nowej hossy. I to niezależnie od faktu, że większość międzynarodowych instytucji spodziewa się odbicia w światowej gospodarce w 2010 r., a jak pamiętamy, giełdy dyskontują przyszłość średnio o 6-12 miesięcy. Tymczasem poza utrzymującą się niepewnością wokół sektora finansowego, trudno jest jednoznacznie określić, czy wdrażane w ostatnich miesiącach przez większość rządów tzw. pakiety stymulacyjne dla gospodarek, przyniosą szybką poprawę. Przykład Wielkiej Brytanii, gdzie tamtejszy minister finansów przestrzegł przed groźbą wzrostu podatków dla najzamożniejszych, a także zapowiedział kolosalny wzrost potrzeb pożyczkowych rządu, zdają się temu przeczyć. Zresztą w najbliższych miesiącach rynki mogą przeżyć kolejną traumę – pojawi się pytanie, skąd tak naprawdę wziąć pieniądze na wszystkie programy pomocowe i czy w związku z tym dotychczasowe zależności panujące na rynkach długu nie powinny być zrewidowane. Wprawdzie ostatnie dane o inflacji w krajach G-7 pokazały, że obawy przed wzrostem inflacji, będącą pochodną wzrostu ilości pieniądza w gospodarce, nie znalazły potwierdzenia, co nie oznacza, że problem ten nie powróci za kilkanaście miesięcy. Czy zatem gorsze nastroje na rynkach akcji przełożą się na złotego? Tak naprawdę wspomniana na początku elastyczna linia kredytowa z MFW nie daje aż tak wiele, jak to niektórzy sądzą. Znacznie istotniejsze są dane makroekonomiczne i informacje dotyczące wykonania budżetu. O ile w pierwszym przypadku marcowe odczyty były nieco lepsze, choć nie wiadomo czy to nie była jednorazowa poprawa, o tyle informacja Głównego Urzędu Statystycznego o rewizji w górę zeszłorocznego deficytu sektora finansów publicznych do 3,9 proc. PKB w zasadzie przekreśla perspektywę szybkiego wejścia do systemu ERM-II. Bo jest dość prawdopodobne, iż w perspektywie najbliższych tygodni dojdzie do nowelizacji tegorocznych założeń budżetowych, co w efekcie może sprawić, że deficyt przekroczy poziom 5 proc. PKB.

Marek Rogalski
Analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska S.A.
www.bossa.pl

Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 5(85)2009


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: gospodarczy | komentarz | rogalski

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum