Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Ach te korekty! >>

Ach te korekty!

To prawo trzeba zmienić

Polskie prawo podatkowe należy nie tylko do najbardziej zagmatwanych, ale jest też wyjątkowo nieracjonalne i niegospodarne. Powszechnie wiadomo, że każda ekipa rządząca boryka się z budżetem, zwłaszcza z jego deficytem. Jest on jednak w mojej ocenie pozorny, gdyż generuje go przede wszystkim niegospodarność i bezmyślność rządzących. Prześledźmy to na korektach dokumentów podatkowych, choć to tylko jeden z bardzo wielu przykładów politycznej i urzędniczej nieroztropności.

Jak wiadomo podatnicy, płatnicy i inkasenci mogą skorygować uprzednio złożoną deklarację. Zgodnie z treścią art. 81. § 2. ordynacji podatkowej: Skorygowanie deklaracji następuje przez złożenie korygującej deklaracji wraz z dołączonym pisemnym uzasadnieniem przyczyn korekty. W przypadku jakiegokolwiek błędu popełnionego na deklaracji (za deklaracje uznaje się także m.in. zeznania podatkowe), podatnicy muszą złożyć korektę deklaracji z dodatkowym wyjaśnieniem (uzasadnieniem jej przyczyn). Jeśli deklaracja liczy kilka stron – a tak jest z reguły w przypadku zeznań podatkowych – należy ponownie złożyć ten sam formularz i dołączyć jeszcze wyjaśnienie.

Wydaje się, że przepis ten wymyślić mogli tylko wyjątkowo leniwi urzędnicy, a zatwierdzić wyjątkowo nieracjonalni politycy. Jaki bowiem sens ma powtórne składanie deklaracji w przypadku konieczności ich skorygowania? Ile tysięcy hektarów lasów trzeba rocznie wycinać dla zaspokojenia urzędniczej i politycznej próżności?

Przed laty obowiązywały wyjątkowo racjonalne przepisy dot. zasad korygowania dokumentów, które oczywiście trzeba było zastąpić nowymi (w psuciu prawa nie mamy sobie równych na świecie!). Wówczas po prostu składano na kartce papieru formatu A-4 lub na jej połówce krótkie wyjaśnienie popełnionego w złożonej deklaracji błędu. Nikt nie miał żadnych wątpliwości o co chodzi w złożonej korekcie? Dziś, nie dosyć, że niszczy się środowisko naturalne (wciąż składamy deklaracje tylko w wersji papierowej, choć podpis elektroniczny istnieje od lat!), to urzędnicy stracili podstawową zdolność odczytywania treści korekt i zgodnie z przepisami wymagają, aby do skorygowanej deklaracji załączono jeszcze wyjaśnienie. Załóżmy, że podatnik musi skorygować PIT-36 z załącznikami PIT-O, PIT-D i PIT-B. Razem podatnik musi złożyć osiem kart papieru formatu A-4, wliczając w to wyjaśnienie, a więc 16 stron dokumentów! A wystarczyłaby jedna karta A-4, a często nawet jej połowa, na której należałoby wyjaśnić popełniony błąd. Urząd może przecież sam ponownie przeliczyć deklarację i dokonać stosownej adnotacji, sprawdzając ewentualne wywiązanie się podatnika z jego obowiązków (np. czy dokonał dopłaty podatku w odpowiedniej wysokości, po zawiadomieniu o stwierdzonym błędzie). W konsekwencji obowiązujących przepisów, nawet w przypadku bardzo błahych błędów trzeba składać korekty liczące wiele kartek papieru, zamiast złożyć proste wyjaśnienie. Straty dla polskiej gospodarki i podatników są ogromne – wycinanie drzew, produkcja papieru, czas na ponowne wypełnianie korekt oraz analizę przez urzędników, ich wysyłka, często strata czasu z powodu konieczności stawiania się w urzędach skarbowych. Wiele urzędów nadużywa uprawnień wzywania podatników do osobistego stawiennictwa – wzywa ich po to, aby złożyli np. na deklaracji podpis lub dokonali poprawek na deklaracji, co przecież jest sprzeczne z cyt. wyżej przepisem. Przepis ten jednoznacznie określa formę dokonania korekty – jest nią wyłącznie możliwość złożenia korekty, a nie dokonania poprawki na korekcie! Absurd goni absurd.

Podobne zasady obowiązują przy składaniu deklaracji ZUS, tyle tylko, że tu spora grupa podmiotów korzysta z elektronicznego przekazu samych deklaracji i ich korekt. Problem najczęściej pojawia się, w sytuacji gdy to ZUS wykryje nieprawidłowość i wysyła do firm lub do ubezpieczonych zawiadomienie o stwierdzonym błędzie. Wtedy otrzymujemy od kilku do kilkudziesięciu stron dokumentów, z których w ponad 98 proc. przypadków i tak nie wiemy, o co chodzi? A i tu wystarczyłaby jedna kartka papieru, na której ZUS mógłby poinformować adresta wiadomości, jaki konkretnie błąd został popełniony? A przecież ZUS dysponuje także e-mailami ubezpieczonych oraz firm i także tą drogą mógłby przekazywać krótkie informacje. Ale po co, skoro w budżecie państwa jest zagwarantowanych tyle pieniędzy, że z oszczędnościami tak urzędnicy, jak i politycy liczyć się nie muszą. Wystarczy spojrzeć na urzędy, coraz większy przepych i coraz droższe urządzenia biurowe, którymi urzędy dysponują, i których najczęściej nie chcą udostępniać podatnikom (np. do wykonania kserokopii dokumentu), choć kupione zostały z ich podatków.

Spytany przeze mnie Prezes ZUS-u, dlaczego stosuje się tak biurokratyczną i niegospodarną formę wskazywania błędów?, odparł, że takie przyjęto zasady i system rozliczeń oraz że nie widzi w tym żadnego problemu. Bez komentarza.

Wojciech Serafiński

PS. Zapraszamy Czytelników do nadsyłania na e-mail: wojciech@serafinski.pl propozycji bubli prawnych – przepisów, które powinny być uchylone lub zmienione, które w znacznym stopniu utrudniają przedsiębiorcom życie i narażają ich na dodatkowe, niepotrzebne koszty.

Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 7(87)2009


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: buble | serafiński

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum