Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Czerwiec - fatalny dla giełd, dobry dla złotego >>

Czerwiec - fatalny dla giełd, dobry dla złotego

Koniunktura w polskiej gospodarce

W mijającym miesiącu główny indeks warszawskiego parkietu WIG20 stracił na wartości ponad 8 proc., spadając do najniższych od dwóch lat poziomów. Jednak zła passa na giełdzie nie odbiła się na notowaniach złotego. Inwestorzy w oczekiwaniu na kolejną podwyżkę stóp procentowych przez RPP kupowali naszą walutę. W efekcie euro było już warte tyle, ile w czerwcu 2001 r. i wiele na to wskazuje, że dotychczasowy trend będzie kontynuowany.
To nie był dobry miesiąc dla giełdowych inwestorów. Po raz kolejny sprawdziło się stare powiedzenie z Wall Street – Sell in May and go away. Bo silne spadki na giełdzie w Warszawie tylko w niewielkim stopniu wynikiem czynników krajowych. Inwestorzy obawiali się przede wszystkim możliwości pojawienia się stagflacji (połączenia niskiego wzrostu gospodarczego i wysokiej inflacji) w USA, do czego przyczyniły się wypowiedzi przedstawicieli tamtejszego banku centralnego. Szef FED nieoczekiwanie przesunął akcenty swoich wypowiedzi z obaw o stan gospodarki w kierunku zagrożeń inflacyjnych, co doprowadziło do eskalacji oczekiwań co do możliwych podwyżek stóp procentowych przez FED jeszcze w tym roku. Zdaniem uczestników rynku mogłyby one łącznie wzrosnąć nawet o 75 pkt. bazowych. Wydaje się jednak, że szacunki te są zbyt optymistyczne, a FED będzie chciał ograniczyć inflację w inny sposób – obawiając się, że zbyt szybkie zacieśnienie polityki monetarnej mogłoby zaszkodzić gospodarce, która dopiero w najbliższych kwartałach będzie wychodzić na prostą. Temu służyły słowa szefa Zarządu Rezerwy Federalnej, który przyznał, że do importu inflacji może przyczyniać się słaby dolar, czy też słowa Sekretarza Skarbu, Henry’ego Paulsona, który nie wykluczył możliwości przeprowadzenia rynkowej interwencji w celu umocnienia amerykańskiej waluty. Jednak dopóki przedstawiciele Europejskiego Banku Centralnego będą ostrzegali przed możliwością podwyższenia stóp procentowych (najprawdopodobniej wzrosną one o 25 pkt. bazowych już 3. lipca), dopóty żadne skoordynowane działania mające na celu spadek notowań EUR/USD nie będą miały sensu. Bo jedno z rynkowych powiedzeń mówi, że interwencja potwierdza tylko trend – co pokazuje, iż jest ona niepotrzebnym marnotrawieniem pieniędzy. Lepszym rozwiązaniem mogłoby być porozumienie zmierzające do ograniczenia wzrostów cen ropy, która jest jednym z głównych globalnych czynników proinflacyjnych. Tyle, że kraje zrzeszone w OPEC nie palą się zbytnio do wyraźnego zwiększenia limitów wydobycia, a wysoka korelacja cen ropy z notowaniami EUR/USD pokazuje, że w efekcie powracamy do tematu walutowej interwencji. Sytuacja staje się patowa i w efekcie globalne zagrożenie stagflacją staje się poważne, a lata 2009-2010 mogą okazać się dość trudne. Nie jest to dobra przepowiednia, ani dla notowań dolara, ani dla giełd. Bo przy wysokich stopach procentowych bardziej opłaca się inwestować oszczędności w bezpieczne instrumenty, niż podejmować ryzyko z jakim wiążą się inwestycje w akcje. Taka sytuacja może jednak sprzyjać złotemu. Bo jednym z głównych kryteriów podejmowania decyzji na rynku walutowym jest poziom stóp procentowych i oczekiwania, co do ich kształtowania się w przyszłości. Tymczasem utrzymujące się „jastrzębie” nastawienie EBC może sprzyjać zwolennikom dalszych podwyżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Nie należy zakładać, iż decyzja podjęta 25 czerwca 2008 r. będzie ostatnią w tym cyklu. Wydaje się, że najpóźniej w październiku główna stopa referencyjna wzrośnie z obecnych 6,00 proc. do 6,25 proc., gdyż spadek tempa wzrostu inflacji po spodziewanym jej szczycie w sierpniu br. może okazać się niższy od prognozowanego. Stanie się tak, jeśli utrzyma się hossa na globalnych rynkach surowców i towarów, a w kraju nadal będziemy odnotowywać dwucyfrowe tempo dynamiki płac (w maju wyniosło ono 10,5 proc. r/r) i dość wysoką dynamikę konsumpcji. Warto wspomnieć, iż zdaniem ekonomistów z OECD stopy procentowe w Polsce powinny wzrosnąć do poziomu 7,00 proc., aby można było mówić o skutecznej walce z inflacją. To sprawia, iż zbyt nie można jeszcze mówić o możliwości odwrócenia trendu wzrostowego na złotym. Gospodarka wciąż pozostaje silna, mimo pojawiających się sygnałów mogących sugerować jej nieznaczne spowolnienie (w maju dynamika produkcji przemysłowej wyniosła 2,3 proc. r/r), a przede wszystkim rozwija się w tempie blisko 3-krotnie szybszym niż w strefie euro – nie mówiąc o tym, co dzieje się w USA. Kiedy zatem będziemy płacić 3,30 zł za euro? Być może już za miesiąc.   Marek Rogalski Główny Analityk First International Traders Dom Maklerski S.A. www.fitdm.pl
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 7(76)2008


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: koniunktura | gospodarka

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum