Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Stałe działy Gazety MSP >> Gospodarka >> Złoty pod wpływem problemów w Unii Europejskiej >>

Złoty pod wpływem problemów w Unii Europejskiej

Koniunktura w polskiej gospodarce

Maj był okresem dość dużych wahań na rynkach finansowych, co przypomniało inwestorom, że tak duża zmienność, jaka miała miejsce na przełomie 2008 i 2009 r., może się powtórzyć. Końcówka miesiąca była wprawdzie nieco lepsza, ale nie zażegnano problemów, które stały się przyczyną całego zamieszania. Zresztą nie będzie to łatwe, bo czy można sobie wyobrazić szybkie powołanie unijnego ministra finansów?
Niewątpliwie mężom stanu, którzy stawiali podwaliny obecnej UE przyświecała idea, iż kiedyś będzie to jeden organizm – pod względem politycznym i gospodarczym. Tyle, że historia pokazywała już, iż próby utworzenia monolitu w Europie nie były zbyt udane – to zbyt duży tygiel lokalnych interesów i wzajemnych uprzedzeń. Czy zatem utworzenie euro bez woli do dalszej politycznej integracji było błędem? Tak uważają choćby niektórzy amerykańscy ekonomiści, wskazując, iż brak jednolitego rządu może stać na przeszkodzie w wyrównywaniu różnic pomiędzy poszczególnymi krajami. Tymczasem to właśnie taka była idea Unii i temu mają służyć m.in. fundusze europejskie. Nie poświęcono jednak zbyt dużo uwagi kwestiom prowadzenia polityki budżetowej, nieco naiwnie uważając, iż rządy będą na „gentelmeńskiej” zasadzie przestrzegać ustaleń przyjętych z Maastricht. Na niektóre niedociągnięcia (świadomie lub nie) przymknięto oko, stąd w strefie euro znalazła się Grecja, Hiszpania i Portugalia. Zakładano, iż dla tych krajów będzie to szansa na dogonienie „głównej” sztafety, której przewodzą Niemcy. W zasadzie popełniono jednak karygodny błąd – euro nie powinno być narzędziem do realizacji ambicji polityków, tylko gospodarczym krokiem naprzód, ale wyłącznie dla mocnych gospodarczo krajów. Tymczasem nie opracowano nawet planów, co zrobić, gdy któryś z członków strefy euro wpadnie w problemy gospodarcze, albo będzie na skraju wypłacalności, jak Grecja. Politycy na razie chwilowo zasypali doły i umocnili wały, ale główny nurt rzeki nadal napiera – odnoszę się tu do uchwalonej pomocy dla Grecji w wysokości 110 mld EUR, a także 750 mld EUR w postaci gwarancji i pożyczek, które mają być elementem europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego. Brakuje jednak woli radykalnych zmian, które są potrzebne. Dość ciekawy w tym względzie wydaje się projekt niemieckiego ministra finansów, który zakłada opiniowanie budżetów poszczególnych krajów przez urzędników z Brukseli, tak, aby zapobiec naruszeniom kryteriów z Maastricht. Niemcy dążą też do narzucenia sztywnych reguł budżetowych, w tym reguły wydatkowej, a także progów ostrożnościowych relacji zadłużenia do PKB (można powiedzieć, że w tym względzie Polska była w pewnym sensie pionierem). Jednak to dobrze, że UE chce się reformować, ale czy będzie w stanie? Łatwo jest sformułować pewne założenia na papierze, aby uspokoić rynki finansowe. Gorzej z rzeczywistym działaniem, bo oddanie kontroli krajowych budżetów Brukseli, to już utrata niezależności w prowadzeniu własnej polityki gospodarczej. Finalnie może lepiej powołać unijnego ministra finansów? Tyle, że jeśli ma być on tak słaby, jak obecny prezydent Unii, którego uprawnienia są dość ograniczone, to chyba nie ma to sensu.
Wróćmy jednak do bieżącej sytuacji rynkowej. Maj był okresem dość sporych wahań na rynkach finansowych: notowania euro w relacji do złotego dwukrotnie przekraczały poziom 4,20, a dolar poszybował w dawno nieobserwowane okolice 3,40. Zrobiło się gorąco także na giełdzie. Wszystkiemu winne było zamieszanie wokół euro, a konkretnie gwałtowna erozja zaufania do wspólnej waluty. Częste były opinie, iż strefa nie przetrwa, a gigantyczne programy pomocowe są kupowaniem czasu, czyli mówiąc brutalnie, odwlekaniem agonii. Pewne jest jednak jedno: rynek przereagował, co szczególnie było widoczne w końcu maja. Złoty odrobił część strat umacniając się w okolice 4,05 zł za euro, a dolar potaniał w okolice 3,26 zł. Pewne odbicie obserwowaliśmy też na globalnym rynku EUR/USD. Czy w czerwcu będzie lepiej? To zależy głównie od informacji, jakie będą napływać ze strefy euro. Na razie przyznanie pomocy Grecji i pakiety oszczędnościowe w Hiszpanii, Portugalii i Włoszech zdołały uspokoić nastroje, ale jak wiadomo, do kolejnego pożaru wystarczy iskra, zwłaszcza, jeśli teren „nadal się tli”.
Także w kraju nie mieliśmy w maju najlepszych informacji. Dynamika produkcji przemysłowej wyniosła w kwietniu 9,9 proc. r/r, ale była nieco słabsza od prognoz. Negatywnie zaskoczyły z kolei dane o sprzedaży detalicznej, która nieoczekiwanie spadła o 1,6 proc. r/r. W maju ujemnie na odczyty może wpłynąć sytuacja powodziowa. Tym samym dynamika PKB w II Q może być nieco słabsza od wcześniejszych założeń. A wracając do meritum. Złotemu może być trudno na trwałe powrócić poniżej poziomu 4 zł i to niezależnie od tego, że nowym szefem banku centralnego zostanie prof. Marek Belka.

Sporządził: Marek Rogalski – analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska, www.bossa.pl
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 6(98)2010


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: rogalski

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum