Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Stałe działy Gazety MSP >> Gospodarka >> Pesymiści kontra optymiści - kto wygra tą bitwę? >>

Pesymiści kontra optymiści - kto wygra tą bitwę?

Subiektywnym okiem analityka

Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić na rynku, to przegapić moment, w którym sentyment zaczyna się zmieniać. Tylko że tak zwany perfekcyjny timing po prostu nie istnieje...




Marek Rogalski
Główny analityk walutowy Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska
Wydarzenia, jakie rozegrały się na rynkach finansowych 13 stycznia i w kolejnych dniach były świetnym przykładem tego, na czym polega mechanizm dyskontowania istotnych informacji. Jeżeli o czymś mówi się bardzo długo i często, to w momencie pojawienia się tegoż newsa rynek często zaczyna grać w drugą stronę, wprowadzając tym samym sporą dezorientację wśród pewnej grupy inwestorów. I nie zawsze są to ci mniej doświadczeni. Do czego zmierzam – informacje mogą ruszyć rynkiem i wywołać nowy, mocny impuls wtedy, kiedy są pewnym zaskoczeniem, zaburzeniem pewnego oczekiwanego układu, zazwyczaj często prezentowanego w różnych mediach.
Tymczasem decyzja agencji S&P, która obniżyła ratingi dziewięciu krajom strefy euro była w zasadzie spodziewana. Sami przedstawiciele S&P sygnalizowani to już w grudniu. W efekcie nikt się nią na rynkach finansowych za bardzo nie przejął. Podobnie będzie z ocenami innymi agencji – rewizje swoich ocen (tym razem dla sześciu krajów strefy euro) z wyprzedzeniem zapowiadał także Fitch. Można odnieść wrażenie, że dla rosnącej części inwestorów decyzje w kwestii ratingów stają się mniej ważne, bo w pewnym sensie są spóźnione. Wszystko przecież widać po zachowaniu się rynków długu – a ostatnie tygodnie – wbrew sporym obawom – przynoszą spadki rentowności obligacji peryferyjnych krajów, a na nowych aukcjach notuje się coraz większy popyt. Jednocześnie coraz więcej inwestorów wskazuje na fakt, iż gigantyczna operacja trzyletniej pożyczki dla banków komercyjnych, jaka miała miejsce 21 grudnia, to w pewnym sensie specyficzna forma poluzowania ilościowego, na jaką zdecydował się Europejski Bank Centralny. To też dowód na to, że ECB pod przywództwem Mario Draghiego jest w stanie bardziej elastycznie reagować na kryzys, chociaż – jak to rzeczywiście będzie, pokażą kolejne miesiące. Część inwestorów zdaje się też wierzyć, że strefa euro będzie w stanie przyjąć w najbliższych miesiącach nowe, bardziej rygorystyczne reguły paktu fiskalnego. Wreszcie inni wskazują na ostatnie, lepsze serie danych makroekonomicznych w głównych gospodarkach, co sugerowałoby, iż obawy związane z poważniejszą recesją na wzór tej z lat 2008/09 mogą być przesadzone.
No dobrze, a Grecja ze swoimi trudnościami z wdrażaniem reform i rozmowami z prywatnymi wierzycielami? W tej drugiej kwestii kompromis najpewniej zostanie osiągnięty, gdyż jest tak naprawdę w interesie obu stron. Ale z reformami nadal będzie problem – wprawdzie rząd technokraty Lukasa Papademosa stara się składać wiele deklaracji, ale część z nich pozostaje bez pokrycia. Dodatkowo Grecy najpóźniej w kwietniu będą wybierać nowy parlament, a podczas kampanii wyborczej raczej nie przeprowadza się trudnych reform. W centrum uwagi będą też Hiszpania i Włochy, które muszą znaleźć złoty środek – z jednej strony w miarę korzystnie zrolować własny, niemały dług na rynkach, a z drugiej znaleźć kolejne miliardy oszczędności w budżecie, przy jednoczesnym wsparciu mechanizmów zwiększających konkurencyjność gospodarki. To ważne argumenty dla pesymistów, ale przełożą się na notowania euro dopiero wtedy, gdy pojawi się coś zupełnie nowego, co wcześniej nie mogło być w dużej mierze zdyskontowane. Takim zapalnikiem mogą okazać się problemy rzadko wymienianej Portugalii, która najprawdopodobniej zostanie zmuszona poprosić o dodatkową pomoc finansową, po drodze doprowadzając do kolejnego zamieszania w strefie euro... Tym samym pesymiści w perspektywie najbliższych miesięcy nie muszą stać na przegranej pozycji. Wprawdzie mocnym argumentem dla przeciwnego obozu okazała się decyzja amerykańskiego FED z 25 stycznia, który zasygnalizował utrzymanie niskich stóp procentowych aż do końca 2014 r., to warto sobie uświadomić, że Ben Bernanke ma już coraz mniej królików w kapeluszu.
A jak na tym tle podejść do naszego złotego? Styczeń zaskoczył – nasza waluta mocno zyskała i nie sprawdziły się czarne scenariusze. Dodatkowo coraz więcej członków Rady Polityki Pieniężnej dawało do zrozumienia, iż podwyżka stóp procentowych wcale nie jest tak mało realną opcją. Czy to sygnał, że w naszej gospodarce jest aż tak dobrze? Wydaje się, że niektórzy znów przechodzą ze skrajności w skrajność... Tymczasem zdrowy rozsądek podpowiada, że 4 zł za euro nieprędko zobaczymy.


nr 2(118)2012


zamów koszyk

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum