Polskie aktywa znów atrakcyjne?
Koniunktuta w polskiej gospodarce

W ostatnich tygodniach szefowie polskiego resortu finansów i banku centralnego wykonali kawał dobrej roboty. Udało im się przekonać zagranicznych inwestorów, iż sporym błędem byłoby porównywanie Polski do pozostałych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które borykają się ze znacznie większymi problemami finansowymi, a niektóre z nich zostały zmuszone o wystąpienie o pomoc do międzynarodowych instytucji. W efekcie, od połowy lutego można było zauważyć, iż złoty pomału i sukcesywnie odrabia poniesione wcześniej straty. Tym samym mało prawdopodobne wydaje się, abyśmy w najbliższych miesiącach na powrót zobaczyli notowania euro powyżej 4,90 zł, a dolara prawie za 4 zł. Zwłaszcza że pod koniec marca br. kursy tych walut spadły odpowiednio poniżej 4,60 zł i 3,40 zł. Analiza techniczna nie wyklucza, iż przed wakacjami za euro zapłacimy tylko 4,20 zł. Stanie się tak, jeśli poza dobrymi nastrojami na rynkach światowych zaistnieje także korzystny splot czynników w kraju. Po pierwsze ewentualna rewizja tegorocznego budżetu, do której i tak dojdzie w połowie roku za sprawą wolniejszego od założonego w ustawie tempa wzrostu gospodarczego, nie będzie znacząca i tym samym nie dojdzie do opóźnień w planie konwergencji (spełnienia warunków koniecznych do wprowadzenia euro). Przypomnijmy – po dwóch miesiącach 2009 r. zrealizowano już blisko 30 proc. całorocznego planu deficytu. Po drugie, w kwestii euro uda się wypracować sensowny kompromis pomiędzy rządem a pałacem prezydenckim, co otworzy drogę do wejścia złotego do mechanizmu ERM-II. I po trzecie, czynnik drugi zaistnieje najpóźniej do wakacji br.
Lepsza sytuacja wokół złotego będzie także sygnałem powrotu inwestorów zagranicznych na polski rynek akcji. Patrząc z punktu widzenia indeksu WIG20, gdzie duży udział mają spółki związane z rynkiem surowców, a także sektor bankowy, nie można wykluczyć, że w perspektywie trzech miesięcy osiągnięty zostanie poziom 1900 pkt., czyli o ponad 20 proc. więcej niż w końcu marca. Na globalnym rynku surowców zauważalna jest pewna cykliczność i obecnie (także za sprawą nowej fali słabości amerykańskiego dolara) można spodziewać się wyraźnej fali zwyżek, które mogą potrwać nawet przez najbliższe dwa lata. Będzie to także wynikiem obaw związanych z globalnym wybuchem inflacji, co może nastąpić w najbliższych latach. Z kolei sektor bankowy zyska za sprawą poprawą sytuacji za Oceanem, chociaż warto pamiętać o tym, że nierzadko amerykańskie odpowiedniki prezentują się bardziej atrakcyjnie cenowo od polskich.
Inwestorzy, którzy przez ostatnie dwa lata zniechęcili się do bardziej ryzykownych inwestycji na rynkach akcji, powinni jeszcze raz zastanowić się, jakich stóp zwrotu oczekują w najbliższych kilku latach. Czy kurczowe trzymanie się bankowych lokat, w momencie gdy same spółki, w które z takim entuzjazmem inwestowali w latach 2006/2007, są obecnie tańsze o nawet 70 proc., jest dobrym rozwiązaniem? Wprawdzie istnieje spore prawdopodobieństwo, że rynki akcji powtórzą scenariusz z 2002 r., a na wyraźne zwyżki trzeba będzie zaczekać do nawet do 2011 r. Niemniej pierwsze efekty dokonywanych teraz zakupów akcji mogą być widoczne już w końcu 2009 r. i raczej będą wyższe od stóp zwrotu uzyskanych z lokat bankowych.
Marek Rogalski, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety. Zamów Gazetę PDF ![]() nr 4(84)2009 ![]() Zobacz więcej na temat: gospodarka |