Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Stałe działy Gazety MSP >> Raport miesiąca >> Masz nadwyżki finansowe? Kto chętnie się nimi zajmie >>

Masz nadwyżki finansowe? Kto chętnie się nimi zajmie

Raport: Inwestowanie nadwyżek finansowych

W okresie zawirowań finansowych, giełdowych spadków, wzrostu bezrobocia i kryzysu finansów publicznych wydaje się, że pomnażanie pieniędzy jest niezwykle trudną sztuką. Wydawać by się mogło, że inwestować powinno się jedynie w czasie hossy – indeksy pną się wówczas w górę, akcje drożeją. Można spotkać się z opinią, że nieważne w co włożymy pieniądze, bo i tak po pewnym czasie na pewno odbierzemy je z zyskiem.
Im bardziej zagłębiamy się w tajniki wiedzy o rynkach finansowych i im więcej doświadczenia nabieramy w lokowaniu oszczędności, tym częściej dochodzimy jednak do wniosku, że inwestować warto nie tylko w okresach wzrostu.
Warto pamiętać, aby nie mylić inwestowania z jakąś formą oszczędzania. To są jednak dwa różne zagadnienia. Oszczędzanie to niejako odkładanie nadwyżek finansowych „na później”. Oczywiście pewne instrumenty finansowe, jak lokata czy bankowy rachunek oszczędnościowy, będą przynosiły pewne zyski (lub przynajmniej niwelowały wskaźnik inflacji). Jednak generalnie o oszczędzaniu możemy powiedzieć, że jest to forma przechowania pieniędzy, odłożenia ich na przysłowiową czarną godzinę.
Inwestowanie natomiast to świadoma gra na instrumentach finansowych, której celem jest pomnażanie pieniędzy. Niekiedy inwestorowi udaje się osiągnąć nadspodziewanie wysokie stopy zwrotu, sięgające kilkudziesięciu procent. Niestety nie zawsze taka sama operacja może być powtórzona. Przykładem niech będzie okres hossy i wysokiej koniunktury na rynku funduszy inwestycyjnych, który miał swoje apogeum w latach 2004-2006. Inwestorzy, którzy zakupili w tym okresie jednostki uczestnictwa w funduszach, mogli liczyć nawet na 30-procentowe zyski, a niekiedy i wyższe. Jednak już od roku 2007 inwestowanie w funduszach nie było takie proste i bardzo duża część osób, która ulokowała środki w drugiej połowie 2006 r., musiała pogodzić się ze stratami.
Dlatego właśnie wydaje się, że nie sztuką jest inwestować w okresach sprzyjającej koniunktury, niejako podczepiając się pod ogólny trend. Tym bardziej, że ten ogólny trend bywa niekiedy zwodniczy i może prowadzić do poważnych i bolesnych następstw. Czasami warto iść pod prąd. Doświadczeni inwestorzy mawiają, że trzeba kupować, gdy wszyscy dookoła sprzedają i sprzedawać, gdy inni kupując. Nie bez przyczyny przykładowo na Giełdzie Papierów Wartościowych można było w najgorszym okresie bessy w latach 2008-2010 zarobić na akcjach nawet 100 proc. włożonych pieniędzy.
Należy sobie zadać pytanie nawet nie: w co inwestować; ale – jak? Jaką strategię obrać? Z jakich elementów powinien składać się nasz portfel? Jaki horyzont czasowy należy przyjąć?

Nigdy za wiele ostrożności

Pamiętajmy także, aby ostrożnie dobierać sobie partnerów do realizowania swojej polityki inwestycyjnej. Warto skorzystać z usług doradcy finansowego. Należy jednak pamiętać, że kierując się jego poradami, to my sami podejmujemy decyzję o skorzystaniu z danego produktu finansowego bądź nie. Nie oczekujmy od naszego partnera zdolności parapsychologicznych i umiejętności przewidzenia ze stuprocentową skutecznością kierunku, w jakim będą podążały rynki czy wskaźniki giełdowe. Oczywiście, doradca dysponując bogatym doświadczeniem, pogłębioną wiedzą oraz narzędziami do badania wskaźników makroekonomicznych będzie w stanie przewidzieć główne trendy rynkowe. Nikt jednak nie jest w stanie przewidzieć, czy w jakimś rejonie świata nie dojdzie do klęski żywiołowej, mającej wpływ na gospodarkę danego regionu. Czy ktoś jeszcze kilka lat temu był w stanie przewidzieć tak ogromne wstrząsy na rynkach, jakimi były upadek banku Lehman Brothers i następujący po nim krach?
Pomoc doradcy finansowego warto także wykorzystać w procedurze sprawdzenia i weryfikacji produktu czy narzędzia finansowego. Zapewne wiele osób w Polsce mogłoby uniknąć rozczarowań i straty pieniędzy, gdyby przed ich powierzeniem firmie Amber Gold uważnie przeczytało umowę bądź komunikaty Komisji Nadzoru Finansowego. Niekiedy umowy z instytucjami finansowymi są jednak napisane dość skomplikowanym językiem, z wieloma odnośnikami do wewnętrznych regulaminów, a niestety duża część klientów bez odpowiedniego przygotowania nie jest w stanie zweryfikować i odpowiednio przeanalizować dokumentów. W takich momentach nieodzowna może być pomoc doradcy, który bez problemów wskaże miejsca w umowach czy innych regulacjach, wymagające dokładniejszego przemyślenia czy wręcz renegocjowania.

Unikajmy owczego pędu

Należy także unikać tzw. owczego pędu. Mówimy o takim zjawisku, wówczas gdy o jakimś hicie inwestycyjnym zaczyna być coraz głośniej. Można zastosować zasadę – trzymaj się z daleka od inwestycji, o których wciąż słychać w mediach.
Najświeższym przykładem może być oczywiście „owczy pęd za złotem”, gdy drobni inwestorzy zwabieni informacjami o rekordowych cenach tego kruszcu masowo podpisywali umowy z Amber Gold. Oczywiście, samo inwestowanie w złoto nie jest niczym złym – wszak jest to surowiec, który z pewnością warto posiadać w swoim portfelu inwestycyjnym. Jednak kupowanie jednostek uczestnictwa lub lokat w produkcie, którego ceny są na najwyższym poziomie historycznym nie jest roztropnym pomysłem na pomnażanie oszczędności. Można powiedzieć, że nietrafione inwestycje w złoto nie były pierwotną przyczyną kłopotów wspomnianej firmy. Jednak lampka ostrzegawcza powinna była zapalić się klientom w momencie słuchania radiowych reklam, w których namawiano do zakładania lokat właśnie z powodu rekordowo wysokich cen złota.
Innym przykładem tego rodzaju może być pęknięcie bańki mieszkaniowej w Hiszpanii, gdzie ceny nieruchomości zostały rozdęte do granic wytrzymałości systemu bankowego. Wcześniej z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w Stanach Zjednoczonych. Kupowanie nieruchomości, m.in. apartamentów pod wynajem lub z myślą o późniejszej sprzedaży z zyskiem, przybrało tak masową skalę do tego stopnia, że ceny nieruchomości poszybowały mocno w górę. Spowodowało to sytuację, w której oddawano do użytku kolejne partie inwestycji, których nikt już nie chciał kupić, ponieważ były za drogie. W wyniku gwałtownego spadku cen nowych inwestycji, spadła także wartość nieruchomości już będących w użytku, które niejednokrotnie były kupowane na kredyt. Obecnie wiele hiszpańskich rodzin jest zagrożonych eksmisją ze swoich mieszkań, ponieważ de facto nieruchomości te stanowią zabezpieczenie kredytów, których wartość znacznie przekroczyła wartość samych mieszkań.
Przykłady te jedynie w sposób pobieżny obrazują, jak niebezpieczne jest podążanie za trendami, szczególnie w przypadku gdy brakuje nam wiedzy na temat funkcjonowania rynków.
Inwestując należy zawsze starać się zabezpieczyć. Innymi słowy – ostrożności nigdy za wiele. Należy ostrożnie podchodzić do każdej umowy, którą ktoś podsuwa nam do podpisania. Podejrzenie powinny wzbudzać choćby zbyt wysokie oprocentowanie czy też obietnice niestandardowo wysokich zysków. Należy także zwrócić uwagę, czy umowa spełnia jego oczekiwania, czy środki są zabezpieczone w postaci Bankowego lub Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego.
Jarosław Pawlak, dyrektor zarządzający w firmie doradztwa finansowego Merbanco są, zauważa, iż w przypadku nieruchomości ważny jest celu, w jakim ją zakupujemy.
Jeżeli myślimy o inwestowaniu pieniędzy w nieruchomość, to możemy mieć na myśli np. zakup mieszkania na wynajem, ale także zakup działki rolnej, aby później przekształcić ją w grunt budowlany i odsprzedać z zyskiem. Możemy też zainwestować po prostu w ziemię i cierpliwie czekać, aż nabierze wartości. Przy tego rodzaju inwestycji należy jednak pamiętać, że jej horyzont inwestycyjny będzie jednym z wyższych – dziesięć lat i więcej – mówi Jarosław Pawlak.

Inwestycje alternatywne

Coraz większą popularnością cieszą się inwestycje w instrumenty (produkty), które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego pomnażaniem pieniędzy. Nie jest trudno znaleźć sposoby na zainwestowanie pieniędzy, np. w surowce, do których zaliczymy nie tylko ropę naftową, miedź czy kruszce. Pośrednio można przykładowo dokonać zakupu akcji firm zajmujących się wydobyciem kopalin. Można to zrobić na kilka sposób – od bezpośredniego zakupu akcji na giełdzie czy też zakupu jednostek uczestnictwa w funduszach (z reguły są to fundusze zamknięte), które następnie budują portfel inwestycyjny w oparciu np. o akcie firm z sektora gazowego, ropy naftowej czy energetyki.
Ciekawą alternatywą mogą być inwestycje w trunki: wino, whisky bądź brandy. Inwestowanie z reguły polega na wykupieniu jednostek uczestnictwa w funduszu zamkniętym, który w naszym imieniu dokona zakupu odpowiednich butelek bądź beczek tzw. trunków inwestycyjnych. Są to specjalne gatunki wina bądź whisky, które po wyprodukowaniu jedynie leżakują nabierając wartości w specjalnych przechowalniach (często produkowane są w jednym kraju, a przechowywane w innym). Natomiast inwestor – nabywca jednostek uczestnictwa – nie dostaje butelki czy skrzynki do domu, a najczęściej w ogóle nie widzi samego produktu na oczy. Podpisywana jest umowa, np. na okres trzech lub pięciu lat, po którym po sprzedaży butelek na specjalnych aukcjach zyski wędrują do inwestora (po potrąceniu prowizji funduszu). Inwestycja taka przypomina zatem ekskluzywną lokatę.
Podobnym produktem inwestycyjnym są lokaty bądź fundusze inwestujące w sztukę. Najczęściej fundusz dokonuje zakupu obrazów młodych, dobrze zapowiadających się artystów, promuje ich twórczość, a gdy ich dzieła stają się coraz bardziej pożądane na rynku sztuki, może je sprzedawać powielając zyski. Także w tym przypadku drobny inwestor kupuje nie dzieła sztuki, a certyfikaty uczestnictwa bądź lokaty.

Spółki w fazie wzrostu

Na giełdzie, jak wcześniej wspomniano, można inwestować w różnoraki sposób. Można kupować akcje bezpośrednio – wystarczy posiadać rachunek maklerski, który jest coraz częściej „dodawany” do zwykłego rachunku osobistego w banku. Wówczas sami decydujemy, w jakie spółki, i w jakim stopniu angażujemy własne pieniądze. Inwestujemy w stu procentach na własną odpowiedzialność. Można także inwestować w spółki pośrednio – poprzez fundusze inwestycyjne, które same dobierają portfel spółek. My zaś wybieramy jedynie spośród wachlarza funduszy inwestujących w akcje, obligacje, surowce, etc.
Ale można również inwestować za pośrednictwem tzw. funduszy venture capitals lub private equity. Jest to inwestowanie jeszcze mało popularne w Polsce, dość ryzykowne, ale też przynoszące ponadprzeciętne zyski. Inwestowanie w fundusze tego rodzaju to pewien sposób na „wyprzedzenie rynków”. Można je zatem porównać do kupowania po okazyjnej cenie.
Fundusze private equity to przedsięwzięcia inwestycyjne, które wyszukują na rynku młode, dobrze zapowiadające się spółki, bardzo często jeszcze we wczesnej fazie rozwoju lub dopiero na etapie pomysłu na biznes. Zasada jest prosta – biznesmen ma pomysł i zapał do pracy, a fundusz środki na realizację projektu. Jeżeli obie strony uznają, że jest duża szansa na powodzenie przedsięwzięcia, wówczas fundusz inwestuje w taką młodą spółkę; może też objąć pakiet kontrolny akcji. Po określonym czasie spółka zaczyna przynosić zyski, jej wartość szybko rośnie. Wtedy fundusz może odsprzedać swój pakiet akcji z reguły z bardzo dużym zyskiem. Często właśnie w tym momencie spółka wchodzi na giełdę, ale możliwe są też warianty, że fundusz inwestuje w spółkę już notowaną na parkiecie (w Polsce najczęściej na rynku NewConnect).
No dobrze, ale w jaki sposób ja mógłbym zainwestować w tego rodzaju projekt? Odpowiedź jest prosta: fundusze private equity lub venture capital emitują jednostki uczestnictwa, które może nabyć każdy. W ten sposób fundusz zbiera środki na inwestowanie w coraz to nowe spółki, a jednocześnie dzieli się zyskiem z nabywcami jednostek uczestnictwa. Okazuje się, że inwestycje tego rodzaju przynoszą stopy zwrotu na poziomie nawet 30 proc., co przy giełdowej średniej ok. 5-10 proc. wydaje się perspektywą bardzo nęcącą. Trzeba jednak zastrzec, że bardzo często inwestowanie w ten sposób niesie także ponadprzeciętne ryzyko. Co ciekawe, w Polsce wśród drobnych inwestorów kupowanie jednostek w funduszach PE lub VC jest wciąż mało popularne. Przy owczym pędzie do złoto, z jakim mieliśmy do czynienia w 2012 r., czy też masowym kupowaniu jednostek uczestnictwa w „zwykłych” funduszach inwestycyjnych w 2006 r. pokazuje tylko, jak wiele – jako społeczeństwo – musimy jeszcze nauczyć się o funkcjonowaniu rynków finansowych i możliwościach, jakie dają dostępne produkty inwestycyjne. A przecież już teraz w Polsce fundusze PE i VC zainwestowały w polskie spółki ponad 2,7 mld zł. Warto zatem zainteresować się tym rynkiem, zanim będzie o nim „zbyt” głośno.


nr 12(128)2012


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: inwestowanie w czasach kryzysu | inwestowanie w czasie kryzysu

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum