Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Stałe działy Gazety MSP >> Poradnik przedsiębiorcy >> Jak dbamy o polską myśl techniczną? >>

Jak dbamy o polską myśl techniczną?

Rozmowa z Markiem Szaruckim, Adiunktem w Katedrze Analiz Strategicznych na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie

Innowacyjność nie wynika ze szczególnych wrodzonych cech narodowych, lecz specyfiki organizacji systemu gospodarczego. Oprócz tego przeważająca część społeczeństwa boi się i unika rzeczy nowych, nieznanych, na korzyść produktów już sprawdzonych. W przypadku Polski nieufność ta ma jeszcze głębsze podłoże. Negatywne doświadczenia zrodzone w poprzednim ustroju politycznym sprawiają, że wszelkie nowinki mogą kojarzyć się z pomysłowością tandeciarzy od „produkcji antyimportowej”, np. wyroby czekoladopodobne, seropodobne czy masłopodobne) albo nawet z aktywnością oszustów – twierdzi Dr Marek Szarucki, Adiunkt w Katedrze Analiz Strategicznych na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. A zatem, w jakiej kondycji jest polski sektor B+R.
Czy Pana zdaniem Polacy to pomysłowy i innowacyjny naród?
Chciałoby się stwierdzić: „zdecydowanie tak”, przecież nie bez powodu istnieje przysłowie „Polak potrafi” (uśmiech), lecz nie należy tego traktować bezkrytycznie. Określenie stopnia innowacyjności charakterystycznego dla poszczególnych państw nie jest zadaniem łatwym i wymaga zastosowania odpowiedniej metodyki badawczej. Ogólnie rzecz biorąc, istnieje wiele sposobów pomiaru innowacji i innowacyjności: opis innowacji, ustalenie liczby innowacji, ankietowanie w innowacyjnych przedsiębiorstwach, ustalenie liczby wydanych patentów, oszacowanie nakładów na działalność badawczo-rozwojową, analiza porównawcza oparta na Metodologii Oslo, czy obliczenie współczynnika innowacyjności. Ponadto badania socjologiczne wykazały, iż odsetek talentów twórczych jest wszędzie jednakowy, zatem innowacyjność nie może być zależna od ich liczby.
Innowacyjność nie wynika ze szczególnych wrodzonych cech narodowych, lecz specyfiki organizacji systemu gospodarczego. Oprócz tego przeważająca część społeczeństwa boi się i unika rzeczy nowych, nieznanych, na korzyść produktów już sprawdzonych. W przypadku Polski nieufność ta ma jeszcze głębsze podłoże. Negatywne doświadczenia zrodzone w poprzednim ustroju politycznym sprawiają, że wszelkie nowinki mogą kojarzyć się z pomysłowością tandeciarzy od „produkcji antyimportowej” (np. wyroby czekoladopodobne, seropodobne czy masłopodobne) albo nawet z aktywnością oszustów. Z kolei w Niemczech czy Japonii, nowy produkt cieszy się zaufaniem, gdyż zazwyczaj uznawany jest za specjalność krajową, co zwiększa jego szanse rynkowe. Polecam niedawno opublikowany artykuł Z. Jazukiewicza pt. Polskie mity wynalazcze („Przegląd Techniczny”, nr 11, 2011).
Pomysłowość i innowacyjność uzupełniają się nawzajem, choć można oczywiście mieć kreatywne pomysły, ale nie potrafić ich odpowiednio wykorzystać. Innowacyjność potocznie rozumiana być może jako liczba wynalazków w stosunku do liczby zatrudnionych. Bardziej adekwatne wydaje się według mnie traktowanie jej jako cechy, czyli zdolności do generowania szeroko rozumianych innowacji (niekoniecznie przełomowych). Kolejnym ważnym aspektem jest zrozumienie wieloaspektowości pojęcia „innowacje”, które zgodnie z metodologią OECD, rozszerzane jest na cztery obszary: produktowe, procesowe, organizacyjne i marketingowe. Według najnowszych danych tablicy wyników innowacyjności, opublikowanej przez Komisję Europejską (Innovation Union Scoreboard) za rok 2011, Polska uplasowała się na 23. Miejscu. Oznacza to dla nas spadek o jedną pozycję w porównaniu do roku 2010 wśród 27 krajów Unii Europejskiej. Tym samym Polska zaliczana jest do umiarkowanych innowatorów, prześcigając w tym zakresie tylko Rumunię, Litwę, Bułgarię czy Łotwę.
Patrząc z perspektywy historycznej, zobaczymy wiele przykładów świadczących o pomysłowości i innowacyjności Polaków. Np. jest mało znanym faktem, że wśród wybitnych wynalazców XIX i XX wieku w dziedzinie lotnictwa i rakiet kosmicznych wymienić należy trójkę Polaków: Konstantego Ciołkowskiego, twórcę rakiet, Igora Sikorskiego, twórcę helikoptera, czy Aleksandra Możajskiego, konstruktora pierwszego pilotowanego przez człowieka samolotu. Obecnie Polakami jest wiele wybitnych osób, którym zawdzięczamy ujrzenie światła dziennego rozmaitych wynalazków. Są również negatywne przykłady pomysłowości i innowacyjności polskich przedsiębiorców, o czym świadczą niedawno ujawnione afery. Można się zastanawiać, jak należy traktować „pomysłowość” przedsiębiorców wytwarzających „innowacyjną” technologią szkodliwy dla zdrowia susz jajeczny czy wprowadzenie soli przemysłowej do obrotu spożywczego.

Czy zatem możemy mówić o rodzimej gospodarce, jako gospodarce opartej na wiedzy?
To oczywiste że gospodarka od zawsze musiała opierała się na wiedzy, bez której rozwój nie byłby przecież możliwy. Niemniej jednak współczesny model gospodarowania w sposób pełniejszy niż przed laty bazuje na wiedzy. Ikujiro Nonaka, jako jeden z pionierów zastosowania koncepcji kreowania wiedzy, wskazuje, iż wiedza jest jedynym wiarygodnym źródłem budowania przewagi strategicznej. Gospodarka oparta na wiedzy (knowledge based economy) to taka reorientacja  współczesnej gospodarki, której następstwem jest stopniowe przechodzenie od gospodarki materiałochłonnej do gospodarki opartej na informacji i wiedzy. Efekt jest widoczny: dotychczasowe konkurowanie państw i regionów poprzez ich zasoby materialne jest powoli zastępowane konkurowaniem poprzez zasoby niematerialne, a zwłaszcza poprzez kapitał ludzki, wiedzę oraz nowe technologie. Często gospodarka oparta na wiedzy postrzegana jest nie jako stan, lecz proces, który powinien być systematycznie rozwijany, począwszy od niewielkich decyzji czy działań. Realizacja tego procesu wymaga osiągnięcia odpowiedniego poziomu krytycznego rozwoju gospodarki tradycyjnej, żeby było na czym bazować. Ponadto rozwój ten wiąże się z takimi wyzwaniami, jak istnienie właściwej infrastruktury, relacji biznesu i nauki, wykształconych kadr, nakładów na badania oraz odpowiedniego transferu wyników tych badań do praktyki gospodarczej.
W Polsce również pojawiła się kwestia wyboru takich rozwiązań, które umożliwiłyby jak najszybsze osiągnięcie poziomu gospodarki opartej na wiedzy prezentowanego przez inne kraje Unii Europejskiej. Bank Światowy w celu pomiaru poziomu rozwoju gospodarki opartej na wiedzy stosuje m.in. wskaźnik KEI (Knowledge Economy Index) oparty na metodyce oceny wiedzy. Wskaźnik ten akcentuje znaczenie wiedzy dla długotrwałego rozwoju gospodarczego i opiera się na wielu seriach danych, zgrupowanych według następujących czterech filarów: reżim bodźców gospodarczych; edukacja i zasoby ludzkie; system innowacji oraz technologie informatyczne. Obecny indeks wskazuje na relatywnie dobrą pozycję Polski na tle świata i niską na tle Unii Europejskiej – 38 miejsce z 145 (spadek o trzy pozycje w stosunku do roku poprzedniego na korzyść Grecji - 36, Łotwy - 37, Portugalii - 34 czy Litwy – 32 miejsce). Zinterpretować to można w taki sposób, że zmiany, które nastąpiły w ciągu minionego dziesięciolecia, choć tak ważne i znaczące, ciągle nie są wystarczające do zwiększania skuteczności wzrostu gospodarczego przy obecnych w Polsce zasobach wiedzy.
W związku z tym to ważne, aby przedsiębiorstwa – dla swojego dobra, ale także w interesie całej gospodarki – wprowadzały systemy zarządzania wiedzą i stale je usprawniały, dostosowując do nowych potrzeb i możliwości. Ten rodzaj innowacji wydaje się z perspektywy przyszłych potrzeb najważniejszy. Do podstawowych bodźców w tym zakresie zaliczyć można: przystąpienie Polski do UE (fundusze na zwiększenie poziomu rozwoju polskiej gospodarki do poziomu całej Unii),  programy unijne wspierające rozwój innowacyjnej gospodarki opartej na wiedzy oraz zbliżające się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej niosą ze sobą inwestycje w rozwój infrastruktury, nowych technologii czy wiedzy specjalistycznej. Dla Polski to wielka szansa na nadrobienie powstałych wcześniej zaległości i dołączenie do grona najbardziej konkurencyjnych gospodarek światowych.

Okazuje się, że z naszej wiedzy czerpią inne państwa – z czego Pana zdaniem wynika niechęć polskiego biznesu i Polski do inwestowania w rodzime wynalazki?
Tego problemu nie można traktować jednoznacznie, lecz należy go postrzegać wielowymiarowo. Myślę, że oprócz problemów z pozyskaniem środków finansowych na ten cel, nie tyle chodzi o niechęć, lecz trudności z dotarciem do polskich wynalazków, które często są rezultatem prac naukowo-badawczych. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o komercjalizację wyników badań naukowych, Polska nadal pozostaje w tyle za bardziej rozwiniętymi państwami zachodnimi. Często mówi się o warunkach, jakie mają być spełnione, aby skutecznie transferować wiedzę na rynek: naukowiec musi wiedzieć, przedsiębiorcy muszą chcieć, a do tego powinien być jeszcze jakiś łącznik. Często brakuje właśnie tego „łącznika” między nauką a biznesem, a szczególnie kompetentnych osób, które rzetelnie oszacowałyby możliwości wdrożenia danego wynalazku w konkretnej firmie, uwzględniając długoletnią perspektywę. Na świecie jest wiele przykładów skutecznie wprowadzonych na rynek wynalazków, które nie spotkały się z wystarczająco wysokim zainteresowaniem ze strony konsumentów i ostatecznie okazały się porażką rynkową. Tłumaczyć to można brakiem odpowiednio przeprowadzonej analizy strategicznej. Ponadto zainteresowani przedsiębiorcy nie do końca przekonani są co do rzetelności wyceny oferowanego wynalazku. Niechęć do współpracy przedsiębiorców z naukowcami tłumaczyć można także brakiem zaufania. Nie każdy przedsiębiorca, jest w stanie czekać przez dłuższy czas na efekty wdrożonej innowacji. Oczekuje natomiast natychmiastowych wyników w postaci wysokich zysków. Szczególnie dotyczy to małych firm.
Warto zwrócić również uwagę na uwarunkowania prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, szczególnie te niekorzystnie wpływające na inwestowanie w polskie wynalazki lub szerzej – wdrażanie innowacji. Słabo wypada sektor państwowy z systemem przetargów realizowanych przy zastosowaniu kryterium najniższej ceny. To sprawia, że jakość oraz nowoczesność mają drugorzędne znaczenie. Często prowadzi to do zakupu tandetnych wyrobów, co na dłuższą metę powoduje wzrost kosztów ogólnych (eksploatacji, napraw, wymiany itd.). Oprócz tego małe i średnie przedsiębiorstwa funkcjonujące w sferze konsumpcyjnej dostarczają przeważnie wyroby i usługi o standardowym poziomie zaawansowania technologicznego. Pozwala to na uniknięcie kosztów wynikających z wdrożenia rozwiązań innowacyjnych, lecz droższych dla klienta. Co zrozumiałe, takie podejście sprawdza się w warunkach pogarszającej się koniunktury gospodarczej (konsumenci raczej ograniczają wydatki). Ponadto małe firmy obawiają się ryzyka, że wyrób o wyjątkowych właściwościach zostanie skopiowany przez konkurentów, zanim nastąpi zwrot nakładów poniesionych na badania i wdrożenie. Z reguły ochrona prawna bywa w tym przypadku często fikcyjna, a dochodzenie swoich praw zbyt kosztowne. Niebagatelne znaczenie ma niska świadomość polskich przedsiębiorstw dotycząca tego, iż silna pozycja konkurencyjna firmy wiąże się często z działalnością badawczo-rozwojową niezależnie od jej rodzaju (samodzielnie czy we współpracy). Coraz trudniej jest konkurować, bazując wyłącznie na niskich kosztach wytwarzania.

Warto też zauważyć, że polscy przedsiębiorcy, chcąc optymalizować koszty działalności, często przenoszą pracochłonną produkcję za granicę. Jak Pan ocenia ten fakt?
Polscy przedsiębiorcy nie stanowią wyjątku w porównaniu do przedsiębiorców z innych bardziej rozwiniętych krajów Europy Zachodniej czy USA. Jest to ogólnoświatowa tendencja. Przenoszenie pracochłonnej produkcji za granicę jest efektem szerzącego się zjawiska globalizacji, które powoduje, że firmy chcące zwiększyć swoją konkurencyjność szukają najlepszych rozwiązań (np. zmniejszanie kosztów produkcji) nie tylko w kraju macierzystym, lecz również poza jego granicami – na przykład w Chinach i Indiach, ale być może za kilka lat także w innych krajach. Na decyzję o przeniesieniu produkcji za granicę wpływa wiele czynników, m.in. gospodarczych oraz polityczno-prawnych. Nie zawsze niższe koszty produkcji oraz wysoka jakość przesądzają o pozostaniu koncernu w danym kraju – jak to było w przypadku produkcji Fiata Pandy w Tychach. Fakt, że był to najwydajniejszy, najnowszy i najtańszy ze wszystkich zakładów Fiata nie uchronił zakładu przed zamknięciem. W warunkach pogłębiającego się kryzysu gospodarczego, pod presją polityczną rządu S. Berlusconiego nowa wersja tego modelu będzie produkowana we Włoszech. Wypowiedź szefa włoskiego koncernu motoryzacyjnego Sergio Marchionne’a potwierdza, że decyzja ta nie miała sensu ekonomicznego ani przemysłowego, gdyż produkowana w Tychach Panda była na najwyższym poziomie, takim, jakiego nie osiągnął nigdy żaden włoski zakład Fiata.
Niemniej jednak możemy obserwować rosnącą atrakcyjność Polski jako miejsca lokalizacji inwestycji w sektorze usług outsourcingowych. Tak jest nie tylko z powodu relatywnie niskich kosztów pracy, lecz również z uwagi na dostęp do wysoko wykwalifikowanej kadry oraz dobre ośrodki akademickie. Najbardziej rozpowszechnionym rodzajem tego typu usług w Polsce są centra outsourcingu procesów biznesowych oraz centra usług wspólnych. Ponadto z raportu przygotowanego przez Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych w Polsce pt. „Sektor nowoczesnych usług biznesowych w Polsce” wynika, że Polska jest zdecydowanym liderem w regionie i wyprzedza  dwukrotnie pod względem wielkości zatrudnienia następne w kolejności Czechy i Węgry. Ponadto większość istniejących już firm prognozuje dalszy wzrost w następnych latach, w kolejce czeka wielu inwestorów, którzy planują utworzenie w Polsce swoich centrów usług.

Na jakim poziomie utrzymują się nakłady na działalność badawczo-rozwojową w Polsce? Pniemy się do czołówki państw, które aktywnie wspierają B+R, czy nadal pozostajemy w ogonie państw Europy i świata?
Tak, pniemy się do czołówki, ale bardzo powoli (uśmiech). Jednym z kluczowych uwarunkowań intensyfikacji komercjalizacji badań naukowych oraz zwiększenia poziomu innowacyjności gospodarki narodowej są wydatki ponoszone na działalność badawczo-rozwojową. Polska gospodarka charakteryzuje się relatywnie niskim poziomem innowacyjności oraz nakładów na sferę badawczo-rozwojową (B+R)  w porównaniu do innych państw Unii Europejskiej. Wydatki na prace badawczo-rozwojowe składają się z nakładów bieżących ponoszonych na badania podstawowe, stosowane i prace rozwojowe oraz nakłady inwestycyjne na środki trwałe związane z działalnością B+R, niezależnie od źródła pochodzenia środków finansowych. Podstawowym kryterium służącym do pomiaru nakładów na działalność badawczo-rozwojową w skali krajowej jest wskaźnik GERD1  który opisuje krajowe nakłady na prace badawczo-rozwojowe ponoszone przez przedsiębiorstwa komercyjne, uczelnie wyższe, państwowe oraz prywatne organizacje non-profit ogółem. Wskaźnik ten (w ujęciu nominalnym oraz w stosunku do PKB) odzwierciedla całkowitą sumę wydatków przeznaczonych na B+R w kraju w danym roku, niezależnie od źródła ich pochodzenia.
W 2002 roku w Barcelonie Komisja UE postawiła sobie za cel zwiększenie poziomu wydatków na badania do poziomu 3% PKB do roku 2010, z czego dwie trzecie miałyby pochodzić z przemysłu. Z kolei większość krajów członkowskich sprecyzowała swoje cele w narodowych programach reform. Według tej miary najwyższa intensywność w zakresie B+R odnotowana została w Finlandii (3,87% w roku 2010) oraz Szwecji (3,42%). Wskaźnik GERD dla Polski rośnie, lecz wciąż jest dość niski w stosunku do średniej UE-27 (2,0% w roku 2010), który w latach 2003–2007 wahał się w granicach 0,54–0,57%, a w roku 2010 osiągnął poziom 0,74% (0,68% w roku poprzednim). Ponadto z raportu OECD wynika, że inwestycje w badania i rozwój polskich firm są niewielkie. Podsumowując, zaangażowanie firm w działalność badawczo-rozwojową jest niskie w stosunku do wielkości kraju czy poziomu PKB, jednak zauważyć można delikatną tendencję wzrostową.

Co zatem powinniśmy robić? PR i kampanie uświadamiające to pewnie za mało. Czy oprócz promocji idei inwestowania w sektor B+R powinny Pana zdaniem być podejmowane jakieś inne konkretne działania? Jeśli tak, to czyje: polskich przedsiębiorców czy państwa?
Można wymienić tu kilka głównych kierunków i obszarów działań. Dominującą grupą przedsiębiorstw w Polsce jest sektor MŚP, z kolei tworzenie działów badawczo-rozwojowych w tego rodzaju firmach jest kosztownym przedsięwzięciem, dlatego współpraca z zewnętrznymi ośrodkami badawczymi, w tym uczelniami wyższymi, może być dobrą alternatywa. Jednym ze sposobów poprawy sytuacji w zakresie współpracy nauki z przemysłem jest zmiana modelu karier naukowych, których rozwój będzie uzależniony nie tylko od ilości publikacji czy zainteresowania studentów, ale również od pracy nad badaniami związanymi z potrzebami praktyki gospodarczej.
Niewątpliwym zadaniem mającym na celu intensyfikację inwestowania oraz większego zaangażowania w działalność-badawczo rozwojową jest szerzenie wiedzy na temat korzyści wynikającej ze współpracy między nauką a biznesem. Różnego rodzaju badania z tego zakresu wskazują, iż zarówno w opinii przedsiębiorców, jak i naukowców korzyści są obustronne. Pomaga to firmom generować wyższe zyski, zwiększać konkurencyjność, powstają nowe miejsca pracy, obniżane są koszty firmy i usprawniona zostaje działalność operacyjna i biznesowa. Warto wspomnieć także o korzyściach finansowych i intelektualnych dla ośrodka naukowego, upowszechnianie osiągnięć czy możliwości wymiany doświadczeń.
Transfer wiedzy z uczelni wyższych do przemysłu dokonywany jest przy pomocy różnych mechanizmów, począwszy od rekrutacji absolwentów uczelni wyższych, poprzez wymianę personelu, prowadzenie wspólnych badań, w tym także badań kontraktowych, konsulting, patenty i publikacje, licencjonowanie, firmy typu spin-off, laboratoria czy inne obiekty infrastruktury finansowane przez firmy, a na kontaktach nieformalnych, takich jak spotkania czy konferencje skończywszy. Na uczelniach wyższych transfer wiedzy i technologii realizowany jest zazwyczaj za pośrednictwem jednostek transferu technologii (JTT), które przybierać mogą różne formy rozwiązań organizacyjnych (np. akademickie inkubatory przedsiębiorczości, biura czy centra transferu technologii). Sukces w zakresie komercjalizacji wyników badań naukowych zależy też w dużej mierze od skuteczności funkcjonowania JTT, uwarunkowanej szeregiem różnorodnych czynników.
Bardzo ważną rolę odgrywa również bazowanie na doświadczeniach państw zachodnich, bogatszych o osiągnięcia w tym zakresie Można propagować oraz adaptować do polskich warunków tzw. dobre praktyki z Niemiec, Szwecji, Finlandii czy Wielkiej Brytanii.
Wiele inicjatyw podejmuje się w tym zakresie na różnych poziomach administracji rządowej. Dużym zainteresowaniem cieszą się działania Polskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, realizującej m.in. Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka, którego celem jest wspieranie rozwoju innowacyjnych firm oraz konkurencyjności polskiej gospodarki.
Nie mniej ważne jest przełamywanie stereotypów, zmienianie mentalności i nastawienia przedsiębiorców wobec pracowników naukowych, zbliżanie naukowców z przedsiębiorcami poprzez rozwój systemu praktyk dla naukowców w przedsiębiorstwach. Takie rozwiązania już istnieją, np. praktyki dla naukowców w małych i średnich przedsiębiorstwach oferowane przez Małopolską Agencję Rozwoju Regionalnego finansowane z funduszy UE. Doskonalenie tzw. „łączników” między nauką a biznesem, czyli kadry biorącej udział w transferze technologii z nauki do przemysłu poprzez organizację różnego rodzaju szkoleń czy kursów specjalistycznych w ramach studiów podyplomowych. Jest to niezbędne z uwagi na fakt, że poszukiwanie wynalazków – technologii, ich wybór oraz wycena, zbadanie potencjału strategicznego, dystrybucja czy prowadzenie negocjacji dotyczących transferu technologii nie należą do zadań łatwych.
Ponadto wsparciu finansowemu oferowanemu przez różnego rodzaju programy pomocowe musi towarzyszyć zaangażowanie części środków przedsiębiorcy, co zwiększa świadomość oraz zaangażowanie ze strony beneficjenta, czyli firmy.

A jeśli zignorujemy symptomy czy apele UE i całkowicie zaprzestaniemy inwestowania w sektor B+R, to...
Ach, te obawy, no ale skoro Pani pyta… Skutki mogą być różnorodne, zarówno dla przedsiębiorców, konsumentów, jak i rządu, czy sytuacji społeczno-gospodarczej ogólnie. Po pierwsze, grozi to utratą wszystkich korzyści, jakie stwarzają  innowacje. Po drugie, na pewno doprowadzi to do zmniejszenia konkurencyjności polskich przedsiębiorstw, a w rezultacie polskiej gospodarki na arenie międzynarodowej. Grozi to zwiększeniem napływu konkurencji w postaci bardziej zaawansowanych technologicznie firm zagranicznych. Polskie wyroby mogą stracić na jakości, szczególnie te kierowane na rozwinięte rynki krajów Europy Zachodniej. Zresztą, konsument polski jest również coraz bardziej świadomy i bardziej wymagający w zakresie jakości oferowanych produktów. Polska utraci możliwość dorównania pozostałym krajom UE w rozwoju gospodarki opartej na wiedzy i może być postrzegana jako kraj zacofany pod względem rozwoju i promowania innowacyjności. W przyszłości przełoży się to także na niższy dochód narodowy per capita, a więc i poziom życia przeciętnego Kowalskiego.
Poza tym, co będzie ze specjalistami kształconymi na polskich uczelniach wyższych? Uważam, że grozi to jeszcze większym odpływem polskich naukowców i specjalistów do krajów, w których występuje zapotrzebowanie na ich wiedzę i umiejętności. Na przykład od wielu lat słyszymy, że studia w Polsce z zakresu biotechnologii są bardzo perspektywiczne – tak było w roku 2000 i tak jest po roku 2010. Skutkuje to tym, że polscy naukowcy z branży biotechnologicznej bez problemu znajdują zatrudnienie, lecz nie w polskich placówkach naukowo-badawczych, ale w ośrodkach w Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemczech, USA czy Kanadzie. Biotechnologia nie stanowi wyjątku, podobnie może być w przypadku emigracji inżynierów, architektów czy informatyków. Pojawia się retoryczne pytanie: Czy Polskę na to stać?. Wydaje się, że nie, biorąc pod uwagę koszty związane z wykształceniem specjalisty czy zdobyciem stopnia doktora. Dlatego mam nadzieję, że do tej sytuacji jednak nie dojdzie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.


nr 4(120)2012


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: Marek Szarucki | Marek Szarucki,

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum