
Rzeczywistość czy efekt placebo?
Kryzys w sektorze budowlanym
Sektor budowlany zanotował w I kwartale 2012 r. 7-proc. spadek liczby podmiotów działających w branży w porównaniu do roku 2010. Jak podał COFACE, specjalizujący się w zakresie ochrony, finansowania i zarządzania należnościami, 24 proc. wszystkich ogłoszonych postanowień o likwidacji dotyczyło upadłości właśnie przedsiębiorstw budowlanych. Mimo to rok 2012 jest rekordowym dla tego sektora pod względem wysokości przychodów. Jak zatem jest naprawdę – czy kryzys rzeczywiście nas dopadł, czy też sami go wymyśliliśmy?
Zgodnie z danymi GUS-u, budownictwo wciąż należy do intensywnie rozwijających się branż przemysłu w Polsce, nawet mimo widocznego spowolnienia, jakie miało miejsce w czerwcu tego roku. Poziom produkcji budowlano-montażowej w I półroczu 2012 r. był o 8 proc. wyższy w porównaniu do analogicznego okresu w 2011. Z drugiej strony jednak, liczba bankructw w sektorze budowlanym zwiększa się nieprzerwanie od kilku lat, a w samym 2012 wzrost ten sięgnął już 66 proc. r/r w stosunku do pierwszego półrocza. Od stycznia do maja bieżącego roku upadło prawie 300 firm budowlanych.
Mimo iż statystyki nie napawają optymizmem, wielu przedsiębiorców z nadzieją patrzy w przyszłość. W związku z zakończeniem inwestycji związanych z EURO 2012, na polskim rynku zaistniały pewne negatywne zjawiska, często bardziej wykreowane przez mówienie o kryzysie, niż wynikające z faktycznych procesów gospodarczych – komentuje Paweł Koś, prezes Global Trade SA, spółki działającej w branży instalacji wodnych i grzewczych. Czy zniknęła potrzeba inwestowania w nowoczesną infrastrukturę i rozwój budowlany? Oczywiście, że nie. Jako kraj uczestniczymy w globalnej wymianie towarowej, co daje wymierne możliwości działania, nie tylko na rynku krajowym. Dlatego, zamiast narzekać na kryzys i spowolnienie gospodarcze, a tym samym je napędzać, należy bacznie przyglądać się zmianie koniunktury i odpowiednio na nią reagować, dostosowując ofertę do potrzeb rynku – dodaje Koś.
Gdzie naprawdę tkwi problem?
Z najnowszych zestawień upadłości przedstawionych przez Euler Hermes wynika, iż w czerwcu 2012 r. zbankrutowały dwadzieścia trzy firmy budowlane. Siedem z nich stanowiły firmy budujące drogi, autostrady i obiekty inżynieryjne, kolejnych siedem zajmowało się głównie wznoszeniem budynków mieszkalnych i niemieszkalnych, a pozostałe dziewięć firm to wykonawcy prac specjalistycznych, w tym instalacji hydraulicznych, kanalizacyjnych, klimatyzacyjnych, elektrycznych i oświetleniowych. Mimo to, jak podaje Deloitte, budownictwo wciąż jest trzecim co do wielkości sektorem polskiej gospodarki – zaraz po przemyśle i handlu. Odzwierciedlają to dane: udział budownictwa w wytwarzanym PKB wyniósł w 2011 r. ponad 7 proc. W kwietniu 2012 r. zatrudnienie w branży budowlanej stanowiło natomiast 9 proc. ogółu pracujących w tym sektorze przedsiębiorstw. Czy naprawdę jest zatem tak źle, czy też sami napędzamy machinę kryzysu, kierując się doniesieniami mediów i głośnymi aferami budowlanymi?
Efekt placebo
W samej branży panuje opinia, że u podstawy problemów firm budowlanych tkwi system przetargów publicznych, opartych na schemacie cena czyni cuda. Wygrywają je bowiem nie firmy oferujące najlepsze wykonanie i gwarancję jakości, a te, które proponują najniższą cenę. W rezultacie, krótkowzroczni przedsiębiorcy często przygotowują oferty przetargowe w sposób, który nie gwarantuje im utrzymania płynności i terminowej zapłaty podwykonawcom. Powoduje to drastyczne utrudnienia w regulowaniu bieżących zobowiązań finansowych spółek, gdyż zwiększają się opóźnienia w terminowym ściąganiu należności za wykonane roboty budowlano-montażowe. Na rezultaty nie trzeba długo czekać. Lawina dumpingowych cen proponowanych podczas przetargów, opóźnień w płatnościach i braku płynności finansowej skutkuje bankructwami oraz upadłościami firm. Stąd już blisko do medialnego szumu o wielkim zastoju w branży budowlanej i społecznego przeświadczenia o tym, iż kryzys rzeczywiście nas dopadł. A powszechnie wiadomo, że wiara czyni cuda i wystarczy w coś uwierzyć, aby rzeczywiście zaistniało.
Przyszłość w OZE?
Do 2020 r. 15 proc. energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Jednak już teraz wiadomo, że w skali całego państwa nie mamy możliwości zrealizowania tego celu. Ratunkiem mogą być prywatne, małe inwestycje, jak domki jednorodzinne, gdzie montuje się pompy ciepła i kolektory słoneczne. Suma energii pozyskanej z tych małych inwestycji ma spełnić wymagania energetyczne stawiane przez Unię. Dlatego niektóre rządowe plany rekomendują wdrożenie systemu dofinansowania tych inwestycji nawet do 50 proc. Jak zatem widać, OZE to istotny aspekt rynku budowlanego specjalizującego się w infrastrukturze energetycznej, który dzięki planowanym zmianom może zanotować znaczące ożywienie. Dodatkowym impulsem będzie ewentualna decyzja państwa o dofinansowaniu projektów związanych z tymi inwestycjami. Jeżeli zatem wszystko pójdzie w dobrym kierunku, rozwój tego sektora może doprowadzić do dużej stymulacji całej gospodarki.
Według danych GUS-u, w tym roku wzrost produkcji wystąpił we wszystkich działach budownictwa, tj. w przedsiębiorstwach wykonujących roboty budowlane specjalistyczne, w tym prace instalacyjno-grzewcze o 15,8 proc., roboty związane z budową obiektów inżynierii lądowej i wodnej o 3,8 proc., a w jednostkach realizujących głównie roboty budowlane związane ze wznoszeniem budynków o 0,5 proc. Pozytywne wyniki tego sektora nie są wyłącznie wynikiem inwestycji związanych z EURO 2012, ale dotyczą także innych przedsięwzięć. Chybione są zatem argumenty sceptyków traktujące o tym, iż tylko organizacja mistrzostw Europy napędzała branżę i kontrakty. Tak samo nietrafne mogą się okazać wszelkie pesymistyczne wizje szybkiej upadłości branży budowlanej. Zmienia się koniunktura, dlatego należy się do niej dopasować. Choć dynamika rozwoju spada, to rynek wciąż rośnie, co oznacza, że aby przetrwać i z zyskiem realizować kolejne przedsięwzięcia, trzeba się dostosować do zaistniałych warunków. Aby było to jednak możliwe, należy przede wszystkim skoncentrować się na nowych rozwiązaniach, a nie na kryzysie.
Mimo iż statystyki nie napawają optymizmem, wielu przedsiębiorców z nadzieją patrzy w przyszłość. W związku z zakończeniem inwestycji związanych z EURO 2012, na polskim rynku zaistniały pewne negatywne zjawiska, często bardziej wykreowane przez mówienie o kryzysie, niż wynikające z faktycznych procesów gospodarczych – komentuje Paweł Koś, prezes Global Trade SA, spółki działającej w branży instalacji wodnych i grzewczych. Czy zniknęła potrzeba inwestowania w nowoczesną infrastrukturę i rozwój budowlany? Oczywiście, że nie. Jako kraj uczestniczymy w globalnej wymianie towarowej, co daje wymierne możliwości działania, nie tylko na rynku krajowym. Dlatego, zamiast narzekać na kryzys i spowolnienie gospodarcze, a tym samym je napędzać, należy bacznie przyglądać się zmianie koniunktury i odpowiednio na nią reagować, dostosowując ofertę do potrzeb rynku – dodaje Koś.
Gdzie naprawdę tkwi problem?
Z najnowszych zestawień upadłości przedstawionych przez Euler Hermes wynika, iż w czerwcu 2012 r. zbankrutowały dwadzieścia trzy firmy budowlane. Siedem z nich stanowiły firmy budujące drogi, autostrady i obiekty inżynieryjne, kolejnych siedem zajmowało się głównie wznoszeniem budynków mieszkalnych i niemieszkalnych, a pozostałe dziewięć firm to wykonawcy prac specjalistycznych, w tym instalacji hydraulicznych, kanalizacyjnych, klimatyzacyjnych, elektrycznych i oświetleniowych. Mimo to, jak podaje Deloitte, budownictwo wciąż jest trzecim co do wielkości sektorem polskiej gospodarki – zaraz po przemyśle i handlu. Odzwierciedlają to dane: udział budownictwa w wytwarzanym PKB wyniósł w 2011 r. ponad 7 proc. W kwietniu 2012 r. zatrudnienie w branży budowlanej stanowiło natomiast 9 proc. ogółu pracujących w tym sektorze przedsiębiorstw. Czy naprawdę jest zatem tak źle, czy też sami napędzamy machinę kryzysu, kierując się doniesieniami mediów i głośnymi aferami budowlanymi?
Efekt placebo
W samej branży panuje opinia, że u podstawy problemów firm budowlanych tkwi system przetargów publicznych, opartych na schemacie cena czyni cuda. Wygrywają je bowiem nie firmy oferujące najlepsze wykonanie i gwarancję jakości, a te, które proponują najniższą cenę. W rezultacie, krótkowzroczni przedsiębiorcy często przygotowują oferty przetargowe w sposób, który nie gwarantuje im utrzymania płynności i terminowej zapłaty podwykonawcom. Powoduje to drastyczne utrudnienia w regulowaniu bieżących zobowiązań finansowych spółek, gdyż zwiększają się opóźnienia w terminowym ściąganiu należności za wykonane roboty budowlano-montażowe. Na rezultaty nie trzeba długo czekać. Lawina dumpingowych cen proponowanych podczas przetargów, opóźnień w płatnościach i braku płynności finansowej skutkuje bankructwami oraz upadłościami firm. Stąd już blisko do medialnego szumu o wielkim zastoju w branży budowlanej i społecznego przeświadczenia o tym, iż kryzys rzeczywiście nas dopadł. A powszechnie wiadomo, że wiara czyni cuda i wystarczy w coś uwierzyć, aby rzeczywiście zaistniało.
Przyszłość w OZE?
Do 2020 r. 15 proc. energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Jednak już teraz wiadomo, że w skali całego państwa nie mamy możliwości zrealizowania tego celu. Ratunkiem mogą być prywatne, małe inwestycje, jak domki jednorodzinne, gdzie montuje się pompy ciepła i kolektory słoneczne. Suma energii pozyskanej z tych małych inwestycji ma spełnić wymagania energetyczne stawiane przez Unię. Dlatego niektóre rządowe plany rekomendują wdrożenie systemu dofinansowania tych inwestycji nawet do 50 proc. Jak zatem widać, OZE to istotny aspekt rynku budowlanego specjalizującego się w infrastrukturze energetycznej, który dzięki planowanym zmianom może zanotować znaczące ożywienie. Dodatkowym impulsem będzie ewentualna decyzja państwa o dofinansowaniu projektów związanych z tymi inwestycjami. Jeżeli zatem wszystko pójdzie w dobrym kierunku, rozwój tego sektora może doprowadzić do dużej stymulacji całej gospodarki.
Według danych GUS-u, w tym roku wzrost produkcji wystąpił we wszystkich działach budownictwa, tj. w przedsiębiorstwach wykonujących roboty budowlane specjalistyczne, w tym prace instalacyjno-grzewcze o 15,8 proc., roboty związane z budową obiektów inżynierii lądowej i wodnej o 3,8 proc., a w jednostkach realizujących głównie roboty budowlane związane ze wznoszeniem budynków o 0,5 proc. Pozytywne wyniki tego sektora nie są wyłącznie wynikiem inwestycji związanych z EURO 2012, ale dotyczą także innych przedsięwzięć. Chybione są zatem argumenty sceptyków traktujące o tym, iż tylko organizacja mistrzostw Europy napędzała branżę i kontrakty. Tak samo nietrafne mogą się okazać wszelkie pesymistyczne wizje szybkiej upadłości branży budowlanej. Zmienia się koniunktura, dlatego należy się do niej dopasować. Choć dynamika rozwoju spada, to rynek wciąż rośnie, co oznacza, że aby przetrwać i z zyskiem realizować kolejne przedsięwzięcia, trzeba się dostosować do zaistniałych warunków. Aby było to jednak możliwe, należy przede wszystkim skoncentrować się na nowych rozwiązaniach, a nie na kryzysie.
nr 10(126)2012 ![]() Zobacz więcej na temat: budowlanka | kryzys w sektorze budowlanym | sektor budowlany |