Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Przewaga B+R czy chińskiej ceny? >>

Przewaga B+R czy chińskiej ceny?

Zainwestuj w B+R

Jak sprzedać swój produkt czy usługę w czasach spowolnienia gospodarczego? Jak przy kurczących się zamówieniach zdobyć nowe rynki? Te pytania nurtują wielu właścicieli firm i szefów sprzedaży.

Rozważmy kilka najczęstszych przypadków, dla których Klienci kupują produkt czy usługę:

A. Jesteśmy najtańsi w przedziale jakości i solidności jaki akceptują,

B. Jesteśmy najbliżej, a to ma dla nich znaczenie,

C. Klienci: Zawsze u nich kupowaliśmy takie rzeczy,

D. Mamy najlepszy dział sprzedaży w Polsce, a nasze reklamy wyskakują wszystkim nawet z przysłowiowej lodówki,

E. Kupujący jest naszym teściem :),

F. Mamy produkt jakiego nie oferuje konkurencja.

W przypadku A, dobrze gdy tak jest, ale najniższa cena oznacza prawdopodobnie ograniczenie marży zysku na wszystkich polach. Poza tym to i tak walka przegrana w dłuższym okresie czasu. Zastanawiali się Państwo, dlaczego stocznie w Europie jedna po drugiej upadają, a na dalekim Wschodzi mają ciągle nowe zamówienia? Stocznia Szczecińska, Gdyńska, Vulcan z Hamburga – związkowcy czy politycy nie powiedzą tego stoczniowcom, ale spawacz z Chin ZAWSZE będzie tańszy od pracownika z UE. Jeśli postawimy na najniższą cenę produktu/usługi, gdzie zaawansowana automatyzacja nie wchodzi w grę, to coraz częściej będziemy przegrywali z dalekim wschodem, tak jak przegrała branża tekstylna.

W przypadku B są usługi, gdzie bliski kontakt geograficzny i mentalny ma znaczenie. Większość osób ze względów finansowych i czasowych preferuje wybór firmy mającej siedzibę w pobliżu.

Przypadek C to komfortowa sytuacja, ale niestety pozostałość gospodarki centralnie sterowanej. Panta rei – wszystko płynie, i nawet najbardziej długowieczny dyrektor z zawsze zamawiającego u nas zakładu odejdzie na emeryturę lub zastąpi go młody pracownik, który będzie szukał optymalizacji kosztów. I jaką wtedy mamy przewagę konkurencyjną?

Sytuacji w przypadku D można tylko pozazdrościć. Jeśli przewagą konkurencyjną jest świetna sieć sprzedaży i tak naprawdę wszystko jedno co sprzedajemy – i tak sobie poradzą.

Podobnie super komfortową sytuacją jest przypadek E. Pozostaje tylko dbać o długie zdrowie teścia.

Jednak przypadek F to najbardziej interesująca sytuacja z dużymi możliwościami. Dlaczego konkurencja nie oferuje TAKIEGO produktu? Czyżby jeszcze nie dotarła na nasz teren? Jeśli tak, kiedyś to się zmieni, gdyż wcześniej czy później dotrą – biznes nie znosi próżni. Jeśli jednak nasz produkt jest wyjątkowy, ponieważ oferuje unikalną technologię albo konkurencja nie może go skopiować, bo jest obwarowany wieloma patentami? Albo proces produkcji jest tak zautomatyzowany, że wydajność bije na głowę każdą chińską firmę? To wyjątkowa szansa osiągania sukcesu i wyprzedzania konkurencji, praktycznie bez względu na spowolnienie gospodarcze. Wystarczy postawić na innowacyjność.


Stan sektora B+R...


Można nazwać anemicznym. Ponarzekajmy trochę. Zgodnie z danymi GUS opublikowanymi w lutym br. (za 2007 r.), polskie nakłady na B+R to ok 0,57 proc. PKB. Dla porównania dane z ostatnich lat: przybliżona średnia unijna to niecałe 2 proc., ok 3 proc. – USA). Narodowy Plan Rozwoju na lata 2004-2006 zakładał osiągnięcie poziomu 1,5 proc. PKB. W rzeczywistości osiągnięto jednak poziom o wiele niższy. Obecnie POIG na lata 2007-2013 zakłada osiągnięcie tego poziomu. Obecnie gro z tych nakładów wydaje się na pensje (a nie badania) starzejącej się w szybkim tempie kadry naukowej, niezasilanej nowymi utalentowanymi młodszymi pracownikami naukowymi (tak jak w tym starym kawale – jak chcesz mieć pensję 800 zł to musisz zostać magistrem). Często brak jest także odpowiedniego i nowoczesnego zaplecza technologicznego w ośrodkach badawczych. Dodatkowo wiele z badań jest powielanych przez zespoły naukowców nawet w tym samym mieście (nie wiedzą nawzajem, że pracują nad tym samym albo wykonują te same procedury), co zmniejsza efektywność pieniędzy wydanych na naukę.

Nieliczni są menedżerowie nauki, którzy potrafią spieniężyć wysiłki naukowców lub ukierunkować ich prace, aby przyniosły efekt ekonomiczny. Czy powierzyłbyś wyliczenie Twojej płacy lekarzowi, gdybyś pracował w szpitalu? Więc dlaczego tak często uniwersytetami czy uczelniami o majątku znacznej wartości (np. suma bilansowa Uniwersytetu Jagiellońskiego wynosi ponad 1,6 mld zł) zarządzają naukowcy, a szpitalami lekarze? Oni POWINNI mieć wpływ na zarządzanie, ale zostawmy samo zarządzanie specjalistom od zarządzania, a badania naukowcom, którzy mają do tego serce. Dzięki temu może uda się trochę nadwyrężyć ten mur oddzielający przedsiębiorców i naukowców, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie – nie zna się i nie interesuje możliwościami i pracą drugiej strony.


Autor jest prezesem firmy A1 Europe, piątej w Polsce w rankingu „Najskuteczniejsze firmy doradcze 2007-2009 Klasyfikacja ogólna” Funduszy Europejskich i audytującej niektóre projekty kluczowe dla polskiej gospodarki z ramienia Ministerstwa Rozwoju Regionalnego

Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 6(86)2009


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: A1 Europe | B+R

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum