Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Czy to znów będą gorące wakacje? >>

Czy to znów będą gorące wakacje?

Koniunktura w polskiej gospodarce

Wszyscy pamiętamy sierpień ubiegłego roku. Było dość gorąco i to bynajmniej nie za sprawą temperatur panujących za oknem. Wtedy rozpoczął się tzw. Walutowy horror, który dla niektórych uwiązanych w niewłaściwie skonstruowane strategie opcyjne okazał się być dość bolesną lekcją. Teraz – po prawie roku od tamtych wydarzeń – mamy czas na refleksję. Za nami czerwiec, podobnie jak maj względnie spokojny okres dla rynku walutowego i giełdy. Czy to zatem oznacza, że najgorsze już za nami?

W końcu miesiąca Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na obniżkę stóp procentowych – główna spadła o 25 p.b. do 3,50 proc., co było naturalną odpowiedzią na spadającą szybciej od założeń inflację konsumencką, a także malejące tempo wzrostu płac. W końcu w obliczu nadal hamującej gospodarki – II i III kwartał mogą być gorsze niż pierwszy – taka postawa jest jak najbardziej słuszna. Dodatkowo tendencje światowe są takie, iż w krótkim okresie problemem staje się deflacja, którą już doświadczają Stany Zjednoczone, a wkrótce i także strefa euro. Oczywiście w dłuższym okresie (dwa-trzy lata) istnieje poważne ryzyko globalnego wzrostu cen, jeżeli rządy i banki centralne nie będą umiały zneutralizować nadmiaru gotówki w systemie gospodarczym. A będzie on efektem ich dotychczasowych działań – potężnych pakietów stymulacyjnych i operacji „zwiększania płynności”. Na razie jednak nie jest to kluczowy czynnik dla inwestorów, którego mogą się obawiać w najbliższe wakacje.

Większym problemem jest wciąż słaby stan światowej gospodarki. Wyraźne odbicie, jakie miało miejsce na rynkach akcji i surowców od marca br., było wynikiem skrajnego wyprzedania rynków, a także poprawiających się nastrojów wśród konsumentów i przedsiębiorców (zaczęli oni dostrzegać przysłowiowe światło w tunelu). W kolejnych tygodniach optymizm stawał się coraz większy – pojawiały się opinie, iż aktywa są dość tanie w kontekście zbliżającego się ożywienia gospodarczego. Obecnej recesji nie można jednak zakwalifikować do jednego z prostych modeli – kryzys nie przyjmie prostego kształtu litery „V”, na co niektórzy liczyli. Tym samym co mądrzejsi już od maja zaczęli pozbywać się niektórych akcji, które biorąc pod uwagę obecną fazę cyklu gospodarczego (zwłaszcza dla Polski), stały się na powrót drogie. To stanowczo jeszcze nie czas na realizowanie strategii „kup i trzymaj”, co najwyżej bardzo szybką grę na podstawie wyczucia i tzw. „timingu”. Pozwolić sobie na nią mogą jednak tylko doświadczeni inwestorzy. Pozostali powinni kierować się przede wszystkim kryteriami niskiego ryzyka inwestycyjnego.

Wiele wskazuje na to, że wakacyjne miesiące upłyną pod znakiem spadków na rynkach akcji i surowców, które będą korektą ich wiosennego wzrostu. Raczej nie należy spodziewać się pogłębienia minimów ustanowionych w lutym i marcu br., a raczej poważniej zastanowić się nad wyraźniejszym wejściem na rynek pod koniec wakacji – będą mogli sobie na to pozwolić także ci inwestorzy, którzy będą szukać długoterminowych inwestycji za dobrą cenę. Bo jeżeli wierzyć prognozom, iż w 2010 r. będzie już lepiej, a Polska gospodarka będzie rozwijać się szybciej od krajów rozwiniętych, to raczej nie warto być pesymistą, nawet jeżeli tacy nas będą otaczać. Jeżeli wakacyjna korekta będzie płytka, czyli niezbyt gwałtowna, to stworzy to także pretekst do umocnienia złotego. Bo jeżeli przyjrzeć się bliżej notowaniom czeskiej korony czy też węgierskiego forinta w relacji do euro, to na tym tle nasza waluta wydaje się być nieco niedowartościowana. Powodem takiego stanu rzeczy mogły być obawy związane z nowelizacją tegorocznego budżetu. Minister Rostowski przedstawił jednak dość wiarygodne prognozy, a nowy deficyt na poziomie 27 mld zł jest akceptowalny także dla przedstawicieli Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Tym samym pojawia się szansa, iż na koniec wakacji za euro zapłacimy około 4,30-4,35 zł.

Autor: Marek Rogalski
Analityk Domu Maklerskiego BOŚ S.A.

Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 7(87)2009


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: bossa | rogalski

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum