Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Rynki na rozstaju? >>

Rynki na rozstaju?

Koniunktura w polskiej gospodarce

Po tym jak wrzesień nie przyniósł większych zmian w poziomie giełdowych indeksów, a także złotego, coraz częściej pojawia się pytanie o kontynuację dotychczasowego trendu. Czy rozpoczęta na wiosnę br. dość mocna zwyżka ma jeszcze podstawy fundamentalne? Czy może duzi inwestorzy już teraz przygotowują się do możliwych trudności, jakie pojawią się w 2010 r.?
Pisząc ten materiał w dniu 24 września, giełdowe maksima z końca sierpnia br. wciąż pozostają niepokonane. W przypadku indeksu grupującego 20 największych spółek, jest to poziom 2.317 pkt. Wprawdzie można to tłumaczyć tym, iż spora część obserwatorów spodziewała się we wrześniu korekty, ta jednak okazała się dość płytka (indeks nie spadł poniżej 2.100 pkt.) i dodatkowo miała ona miejsce przy wciąż rosnących indeksach światowych. A to już nie świadczy o sile naszego rynku, który ponoć powinien być najmocniejszy w Europie (jeśli tylko ocenialibyśmy na podstawie dynamiki wzrostu gospodarki). Analogicznie złoty – okolice 4,06-4,08 zł za euro cały czas pozostają silnym wsparciem, a oczekiwanie na spadek poniżej 4 zł zaczyna pomału przypominać sytuację turysty, który zgubił się na środku Sahary... O co więc chodzi?
W końcu sierpnia GUS poinformował, iż PKB w II kwartale wzrósł o 1,1 proc. r/r. Słowem, w statystykach staliśmy się gospodarczym prymusem Europy. Wzrosły szanse na to, iż cały 2009 r. zakończymy z dość dobrym wynikiem w okolicach 1 proc. r/r. Czy czegoś jednak zabrakło? Kropką nad „i” okazały się kwestie przyszłorocznego budżetu. A warto było zaczekać, chociaż większość analityków twierdzi, iż blisko dwukrotny wzrost deficytu w 2010 r. nie jest zaskoczeniem. I istotnie, w pierwszych dniach po publikacji tych informacji, żadnej gwałtownej reakcji rynków nie było widać. Patrząc jednak na to, co działo się później ze złotym i polskimi obligacjami, trudno uwierzyć w to, iż inwestorzy rzeczywiście się tym nie przejęli.
Plan deficytu na poziomie 52,2 mld zł w 2010 r. wobec zrewidowanych z 27,2 mld do 22,5 mld zł w tym roku powinien budzić uzasadnione obawy. Tłumaczenie, iż nie jest to żadna katastrofa, gdyż z podobnymi, a nawet większymi problemami borykają się zachodnie gospodarki, jest dobre tylko na krótką metę. Bo trzeba mieć na uwadze, jaki jest rzeczywisty stan finansów publicznych. Kryzys, prędzej czy później, się skończy, kraje rozwinięte uporają się z nadmiernymi deficytami, a brak reform strukturalnych w Polsce sprawi, iż po raz kolejny nie wykorzystamy swojej szansy. Tym samym chwalenie się prognozami Komisji Europejskiej, która przewiduje u nas 1-proc. wzrost gospodarczy w tym roku, to zbyt mało, aby być docenionym przez zagranicznych inwestorów. Wprawdzie dla krótkoterminowych spekulantów informacje o prognozach PKB są dość dobre, zwłaszcza, że na rynku pokutuje opinia, iż szacunek resortu finansów na 2010 r., zakładający wzrost na poziomie 1,2 proc. r/r jest dość konserwatywny. O tym, iż punktem wyjścia powinno być 2,0 proc. r/r wypowiadało się ostatnio kilku członków Rady Polityki Pieniężnej. Co jednak z tego, jeśli tak naprawdę, aby nasza gospodarka była w stanie nadrobić zaległości PRL-u, powinna rozwijać się w kolejnych latach w tempie znacznie powyżej 5 proc. r/r. A czy to jest realne? Stąd też dla inwestorów zagranicznych tak ważny jest plan redukcji deficytu budżetowego w Polsce w kolejnych latach, z czym wiąże się kwestia przyjęcia euro. Bo jeśli olbrzymią dziurę w 2010 r. zamierzamy po części zasypać przychodami z przyspieszonej prywatyzacji, to co będzie potem, jak wyczerpiemy wszystkie możliwości? Dlatego nie dziwi podejście agencji Moody’s, której analitycy nie wykluczyli, iż mogą obniżyć rating Polski, jeśli po wyborach prezydenckich na jesieni 2010 r. nie dojdzie do zapowiedzi przyspieszenia programu reform.
A co w krótkim terminie? Nad rynkiem długu ciążyć będzie perspektywa zwiększonej podaży na rynku w 2010 r. (potrzeby pożyczkowe rządu wzrosną o blisko 60 proc.), a także możliwej sprzedaży papierów przez PZU w celu późniejszego wypłacenia mega-dywidendy (w przypadku porozumienia Skarbu Państwa z Eureko). Sprawa PZU będzie ciążyć też na złotym (kwota 5 mld zł, która mogłaby przejść przez rynek, nie jest mała). W październiku można też spodziewać się korekty wzrostowej na rynku dolara, po dość dużej przecenie tej waluty w ostatnich tygodniach. To automatycznie ukróci spekulacyjną grę opartą o strategie carry-trade i doprowadzi do osłabienia walut rynków wschodzących (w tym złotego). Z kolei inwestorzy na giełdach będą obawiać się tego, co stanie się ze światową gospodarką w przyszłym roku, kiedy ustaną rządowe plany pomocowe, które to po części są odpowiedzialne za tegoroczną mini-hossę na rynkach finansowych.

Marek Rogalski
analityk DM BOŚ S.A.
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 10(90)2009


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: rogalski

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum