Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Inwestorzy zaczęli się bać interwencji? >>

Inwestorzy zaczęli się bać interwencji?

Koniunktura w polskiej gospodarce

Czy bezprecedensowe od dziesięciu lat posunięcie, na jakie zdecydował się 9 kwietnia Narodowy Bank Polski, działający w porozumieniu z RPP i resortem finansów, może przynieść zamierzony skutek? Stare rynkowe powiedzenie mówi, iż interwencja potwierdza trend, czyli nie jest go w stanie odwrócić. Nikt chyba jednak nie zakłada, iż bank centralny ma taki zamiar. Kluczowe jest osłabienie tempa nadmiernego umocnienia złotego, co może się udać, ale z zupełnie innego powodu.

W piątek rano, 9 kwietnia, wiceminister finansów Dominik Radziwiłł mówił, iż należy podjąć wspólne działania zmierzające do zapobieżenia nadmiernej aprecjacji złotego, która może mieć negatywny wpływ na gospodarkę. Wcześniej podobne wnioski stawiali niektórzy ekonomiści, którzy zwracali uwagę na to, iż Polska może przez to utracić przewagę konkurencyjną, która była jedną z przyczyn, dzięki której przeszliśmy przez morze globalnego kryzysu względnie suchą nogą. W efekcie w ten sam piątek, wiceprezes NBP, Witold Koziński w mocnych słowach przyznał, iż nie wyobraża sobie spadku notowań euro w okolice 3,60 zł w ciągu kilku miesięcy. Inwestorzy po raz kolejny odebrali te słowa, jako werbalną interwencję, z założenia nieudaną. I kilka godzin później, niemal przecierali oczy ze zdumienia. Bank centralny przeszedł od „słów do czynów” – takie były najczęstsze komentarze po interwencyjnym zakupie euro na rynku. Sam ruch EUR/PLN nie był zbyt duży – 3-4 grosze. Liczył się głównie efekt psychologiczny. Tragiczne wydarzenia w Smoleńsku, jakie rozegrały się dzień później, sprawiły, iż temat kolejnych interwencji zszedł na dalszy plan. Niemniej dość szybko minister finansów Jacek Rostowski spotkał się z pełniącym obowiązki szefa NBP, Piotrem Wiesiołkiem i poinformował, iż daje pełne wsparcie kolejnym tego typu działaniom na rynku. Jeszcze w trakcie żałoby, wiceminister Radziwiłł przyznał, iż ministerstwo finansów może też podjąć interwencyjne działania samodzielnie. Niemniej wydaje się, że udało się osiągnąć pewien zamierzony cel – uczestnicy rynku zaczęli uwzględniać w swoich działaniach możliwość kolejnej interwencji banku centralnego. Tym samym ponownemu zejściu w okolice 3,83-3,84 zł za euro, mogą towarzyszyć większe niż zwykle emocje.

Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, iż złotemu będą sprzyjać coraz lepsze dane makroekonomiczne z Polski. Wystarczy zwrócić uwagę na wysoką dynamikę produkcji przemysłowej w marcu, która pokazała, że eksport wciąż ma się dobrze, mimo silnego złotego. Przyspieszać zaczyna też dynamika płac i sprzedaży detalicznej. To wszystko daje szanse na dalsze przyspieszenie gospodarki w kolejnych kwartałach. Na razie jednak wszystko odbywa się niemal bezinflacyjnie, co w dużej mierze zawdzięczamy właśnie mocnemu złotemu. Na tej podstawie można zatem postawić tezę, iż NBP tak naprawdę nie będzie chciał nadmiernie interweniować na rynku, zastępując to wywieraniem ciągłej werbalnej presji. Niemniej kluczowy będzie rozwój wypadków na rynkach zagranicznych. Bo może się okazać, iż wspomniane działania nie będą potrzebne, gdyż nad globalnymi rynkami pojawi się ryzyko nieco dłuższej korekty.

W komunikacie wydanym z okazji zakończonego posiedzenia (20 kwietnia), Bank Kanady nie wykluczył podwyżki stóp procentowych już na najbliższych posiedzeniach, co doprowadziło do wyraźnego umocnienia się kanadyjskiej waluty. Jednocześnie większe obawy o kształtowanie się przyszłej inflacji zaczęli wyrażać nawet dość gołębi przedstawiciele Banku Anglii – tak wynikało z opublikowanych zapisków z posiedzenia z 7-8 kwietnia. Czas programów stymulacyjnych dobiega zatem końca (może poza Japonią). Uwagę na to zwrócili też członkowie państw grupy G-20, podczas kwietniowego szczytu. Wydaje się zatem, iż rynki powinny zacząć pomału dyskontować możliwość podniesienia stóp procentowych także w USA. Na razie jednak członkowie FED, w tym sam Ben Bernanke, nie odnieśli się zbytnio do lepszych odczytów danych makroekonomicznych za marzec. Jeżeli jednak ta tendencja się utrzyma, to wydaje się niemal pewne, iż do Thomasa Hoeniga z Kansas, który domagał się usunięcia zapisu o utrzymywaniu niskich stóp procentowych przez „dłuższy czas”, zaczną dołączać inni członkowie banku centralnego. A groźba podwyżki stóp powinna stać się dość dobrym pretekstem do nieco głębszej korekty na rynkach. Stare powiedzenie mówiące, iż w maju należy sprzedawać, może się w tym roku sprawdzić. W efekcie złoty może być nieco słabszy przed wakacjami.


Marek Rogalski, analityk Domu Maklerskiego BOŚ S.A., www.bossa.pl
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 5(97)2010


zamów koszyk

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum