Zbudować drogi do zjednoczonej Europy
Felieton: Andrzej Arendarski
Jak zwykle przy okazji kryzysów bywa, tak i w tym przypadku okazało się, że planów awaryjnych na wypadek niespodziewanych zjawisk, jak wybuch wulkanu, jest jak na lekarstwo. Europejska sieć połączeń lądowych w wielu miejscach okazała się niewydolna. Przy okazji wybuchu wulkanu eurodeputowani oraz hiszpańska prezydencja Unii Europejskiej wystąpili więc z postulatem stworzenia transeuropejskiej sieci kolejowej, która będzie zdolna przejąć obowiązki samolotów w kryzysowych sytuacjach. Dlaczego? W Unii Europejskiej, słynącej przecież z dążenia do harmonizowania europejskich przepisów, norm, itd., transport kolejowy jest kompletnym zaprzeczeniem idei „transeuropejskości”. Przy okazji propozycji hiszpańskiej prezydencji argumentowano m.in., że żaden niemiecki pociąg nie jest w stanie przejechać przez tunel we Francji, a żaden francuski nie może przejechać przez tunel w Niemczech.
Na podobne problemy zwracali uwagę już dawno polscy przewoźnicy towarowi, którzy chcieli realizować przewozy do Europy Zachodniej. Mieli z tym poważne problemy, ponieważ w Europie funkcjonuje kilka systemów bezpieczeństwa w ruchu kolejowym. Co więcej, w poszczególnych krajach UE występują różnice w napięciu trakcji elektrycznej. Kto chciał jeździć po całej Europie, musiał zakupić specjalne lokomotywy, które były przystosowane do korzystania z sieci o różnych napięciach. Nie wspominając już o Estonii, która w dziedzictwie po Związku Radzieckim ma szerszy rozstaw torów i znajduje się „89 milimetrów od Europy” (jak brzmiał tytuł znanego filmu dokumentalnego).
Tory w Estonii, autostrady w Polsce (a raczej ich brak), tunele w Niemczech czy we Francji – jak widać droga do zjednoczonej Europy, zarówno w dosłownym, jak i symbolicznym znaczeniu, jest jeszcze daleka.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety. Zamów Gazetę PDF ![]() nr 5(97)2010 ![]() Zobacz więcej na temat: arendarski |