Zastosowanie opcji walutowych
Instrumenty pochodne
Ostatnio obserwowane ruchy polskich par walutowych przypomniały przedsiębiorcom o istnieniu ryzyka walutowego powiązanego z działalnością eksportowo-importową. Przez pierwsze półrocze br. konsolidacja widoczna szczególnie na rynku EUR/PLN uśpiła dużą część osób odpowiedzialnych w polskich firmach za transakcje zabezpieczające. Przyjęli oni ryzykowną postawę bierności wobec rynku walutowego, a co za tym idzie – przestali aktywnie zarządzać wynikającym ze zmienności kursów walutowych ryzykiem.
Wiązało się to także z niechęcią do zabezpieczania swoich przepływów z działalności operacyjnej (cash flow) w jakikolwiek sposób, a już szczególnie instrumentami pochodnymi, za których użycie trzeba byłoby zapłacić. Można to również zobrazować w inny sposób. Uczestnicy rynku nie wierzyli w gwałtowną zmianę sytuacji na rynku i ekstrapolowali prognozy niskiej zmienności do końca bieżącego roku lub dłużej. Podobnie jak mieszkańcy miejscowości położonych pod wulkanem przestają brać pod uwagę ryzyko jego wybuchu, gdy jest on uśpiony przez dłuższy czas. Już od początku bieżącego roku, pomimo względnego spokoju na rynku walutowym, zaczęły się pojawiać fundamentalne czynniki ryzyka, wskazujące na brak możliwości podtrzymania światowego ożywienia gospodarczego bez sztucznego stymulowania ze strony banków centralnych i lokalnych rządów (programy skupu aktywów i rządowe programy stymulacyjne).
Dodatkowo owe zakrojone na szeroką skalę wydatki doprowadziły do geometrycznego wzrostu zadłużenia największych światowych gospodarek. Kryzys zadłużeniowy w strefie euro, którego świadkami jesteśmy nieprzerwanie od maja zeszłego roku, raz się nasilał, aby zaraz potem pozornie przygasnąć. Jednak gospodarki USA i europejskie zmuszone zostały do stymulowania ożywienia za pomocą długu. Obecna skala zadłużenia odbija się na nastrojach inwestorów, którzy w połowie III kwartału br. gwałtownie stracili swój wcześniejszy optymizm. Gospodarki pozostawione bez rządowego wsparcia, a w niektórych przypadkach pod wpływem rozpoczęcia koniecznych cięć wydatków budżetowych (np. Wielka Brytania) ponownie spowolniły. Napływające dane makroekonomiczne wskazują wręcz na rosnące ryzyko drugiego dołka recesji, której świadkami byliśmy w latach 2008-2009. Sytuacja pogorszyła się na tyle, że agencja S&P zdecydowała się pierwszy raz w historii na obniżenie długoterminowego ratingu Stanów Zjednoczonych. Oczywiście spotkało się to z oburzeniem przedstawicieli amerykańskiej administracji, jednak obserwując dynamikę w jakiej rósł garb amerykańskiego długu, sytuację tę można było przewidzieć z dużym prawdopodobieństwem.
Sygnały ostrzegawcze w notowaniach polskich par walutowych płynęły natomiast z analizy technicznej wykresów. Pomimo względnego spokoju na rynku EUR/PLN stopniowo powstawała techniczna formacja odwrócenia średnioterminowego trendu spadkowego. Była to tak zwana formacja odwróconego RGR (lub odwrócona formacja głowy z ramionami). Jak jednak wspomniałem, polscy przedsiębiorcy w dużej mierze zostali uśpieni przez sam rynek walutowy, gdy para EUR/PLN w okresie od stycznia do lipca bieżącego roku konsolidowała się w zakresie wahań 3,89-4,03. Wszystko wydawało się łatwe do przewidzenia. Jednocześnie ze względu na słuszne zajęcie się prowadzeniem podstawowej działalności operacyjnej spółek, zabrakło czasu na dokładną analizę fundamentalną napływających przez ostatnie sześć miesięcy danych makroekonomicznych. Wskazywały one na rosnące ryzyko wyraźnych korekt na rynkach kapitałowych i rynku surowcowym. Ostrzegały także przed możliwą przeceną polskiej waluty.
Pozostaje pytanie, w jaki sposób uświadomieni odpowiednio wcześniej przedsiębiorcy mogliby się zabezpieczyć bez ponoszenia wysokich kosztów, a jednocześnie zachowując możliwość elastycznego podejścia do sytuacji na rynku walutowym. Rozwiązanie jest stosunkowo proste. Jest nim instrument pochodny zwany opcją walutową. Przypomnijmy, zakup opcji walutowej to zakup prawa do dokonania określonej transakcji w wyznaczonym terminie i po określonym kursie wykonania (cenie strike opcji). Kupujący opcję ma prawo do odpowiednio kupna (w przypadku opcji kupna – opcji call) lub sprzedaży (w przypadku opcji sprzedaży – opcji put) określonego nominału waluty w wyznaczonym terminie. Za prawo to płaci określoną cenę zwaną premią opcyjną. Premia płatna jest z góry i w głównej mierze zależy od trzech czynników:
1. Spodziewanej zmienności kursu walutowego
2. Czasu pozostającego do wygaśnięcia opcji
3. Umiejscowieniu ceny wykonania opcji (strike) wobec obecnego kursu rynkowego (spot).
Bardzo istotny pierwszy czynnik odpowiada na pytanie, kiedy najlepiej zabezpieczyć ryzyko walutowe za pomocą opcji walutowych. Wtedy gdy zmienność rynku jest niewielka. Premia, którą płacimy za zakup „swoistego” ubezpieczenia jest niska, tak jak w przypadku niskiej składki za ubezpieczenie autocasco w przypadku bezwypadkowej jazdy. Gdy zmienność się dynamicznie zwiększa i rynek zaczyna uciekać, wówczas premia za zakup opcji odpowiednio wzrasta. Tak jak w przypadku składki za ubezpieczenie autocasco, gdy zdarzą nam się kolizje drogowe.
Kolejnym czynnikiem, na który warto zwrócić uwagę, jest oddalenie kursu wykonania opcji od kursu bieżącego spot. Można znacząco ograniczyć koszty zakupu opcji walutowych, w przypadku gdy kupujemy opcje na mniej dla siebie atrakcyjnych warunkach. To znaczy importer kupuje opcje kupna waluty pod swoje zobowiązania po kursach wyraźnie wyższych niż obecne kursy rynkowe. Powstaje pytanie, po co kupować tak mało atrakcyjne na daną chwilę instrumenty. Właśnie ze względu na ich niski koszt. Opcje walutowe należy wtedy potraktować jak zabezpieczenie na wypadek nieprzewidywalnych gwałtownych ruchów kursów walutowych.
Analizując obecną sytuację na rynku walutowym, można stwierdzić, że przedsiębiorcy (w głównej mierze importerzy) uśpieni względnym spokojem rynku przespali najlepszy moment do elastycznego i względnie taniego zabezpieczenia swojej ekspozycji walutowej za pomocą prostych opcji walutowych. Niechęć do rozwiązań opcyjnych tłumaczyć można w pewnym stopniu skutkami tak zwanej afery opcyjnej sprzed lat. Jednak jej przyczyny zostały nieodpowiednio przedstawione, a bezpieczne proste opcje walutowe zostały omylnie powiązane z często skomplikowanymi złożeniami opcyjnymi.
Analizują jednak definicje prostych opcji walutowych, możemy wyciągnąć wnioski, że ryzyko z nimi związane ogranicza się do zapłaconej na początku premii opcyjnej, która jest jednocześnie maksymalnym kosztem takiej strategii. Ostatecznie zatem pozostaje kwestia doboru momentu wdrożenia takich rozwiązań (timing zakupu opcji). Momentem tym był pozornie uśpiony rynek walutowy, gdy przedsiębiorcy niechętni byli dokonywaniu jakichkolwiek zabezpieczeń. Obecnie kupowanie opcji przy wysokiej zmienności rynku przypomina kopanie studni, gdy na dobre rozpętał się pożar.
Tomasz Szecówka
DM TMS Brokers S.A.
Dodatkowo owe zakrojone na szeroką skalę wydatki doprowadziły do geometrycznego wzrostu zadłużenia największych światowych gospodarek. Kryzys zadłużeniowy w strefie euro, którego świadkami jesteśmy nieprzerwanie od maja zeszłego roku, raz się nasilał, aby zaraz potem pozornie przygasnąć. Jednak gospodarki USA i europejskie zmuszone zostały do stymulowania ożywienia za pomocą długu. Obecna skala zadłużenia odbija się na nastrojach inwestorów, którzy w połowie III kwartału br. gwałtownie stracili swój wcześniejszy optymizm. Gospodarki pozostawione bez rządowego wsparcia, a w niektórych przypadkach pod wpływem rozpoczęcia koniecznych cięć wydatków budżetowych (np. Wielka Brytania) ponownie spowolniły. Napływające dane makroekonomiczne wskazują wręcz na rosnące ryzyko drugiego dołka recesji, której świadkami byliśmy w latach 2008-2009. Sytuacja pogorszyła się na tyle, że agencja S&P zdecydowała się pierwszy raz w historii na obniżenie długoterminowego ratingu Stanów Zjednoczonych. Oczywiście spotkało się to z oburzeniem przedstawicieli amerykańskiej administracji, jednak obserwując dynamikę w jakiej rósł garb amerykańskiego długu, sytuację tę można było przewidzieć z dużym prawdopodobieństwem.
Sygnały ostrzegawcze w notowaniach polskich par walutowych płynęły natomiast z analizy technicznej wykresów. Pomimo względnego spokoju na rynku EUR/PLN stopniowo powstawała techniczna formacja odwrócenia średnioterminowego trendu spadkowego. Była to tak zwana formacja odwróconego RGR (lub odwrócona formacja głowy z ramionami). Jak jednak wspomniałem, polscy przedsiębiorcy w dużej mierze zostali uśpieni przez sam rynek walutowy, gdy para EUR/PLN w okresie od stycznia do lipca bieżącego roku konsolidowała się w zakresie wahań 3,89-4,03. Wszystko wydawało się łatwe do przewidzenia. Jednocześnie ze względu na słuszne zajęcie się prowadzeniem podstawowej działalności operacyjnej spółek, zabrakło czasu na dokładną analizę fundamentalną napływających przez ostatnie sześć miesięcy danych makroekonomicznych. Wskazywały one na rosnące ryzyko wyraźnych korekt na rynkach kapitałowych i rynku surowcowym. Ostrzegały także przed możliwą przeceną polskiej waluty.
Pozostaje pytanie, w jaki sposób uświadomieni odpowiednio wcześniej przedsiębiorcy mogliby się zabezpieczyć bez ponoszenia wysokich kosztów, a jednocześnie zachowując możliwość elastycznego podejścia do sytuacji na rynku walutowym. Rozwiązanie jest stosunkowo proste. Jest nim instrument pochodny zwany opcją walutową. Przypomnijmy, zakup opcji walutowej to zakup prawa do dokonania określonej transakcji w wyznaczonym terminie i po określonym kursie wykonania (cenie strike opcji). Kupujący opcję ma prawo do odpowiednio kupna (w przypadku opcji kupna – opcji call) lub sprzedaży (w przypadku opcji sprzedaży – opcji put) określonego nominału waluty w wyznaczonym terminie. Za prawo to płaci określoną cenę zwaną premią opcyjną. Premia płatna jest z góry i w głównej mierze zależy od trzech czynników:
1. Spodziewanej zmienności kursu walutowego
2. Czasu pozostającego do wygaśnięcia opcji
3. Umiejscowieniu ceny wykonania opcji (strike) wobec obecnego kursu rynkowego (spot).
Bardzo istotny pierwszy czynnik odpowiada na pytanie, kiedy najlepiej zabezpieczyć ryzyko walutowe za pomocą opcji walutowych. Wtedy gdy zmienność rynku jest niewielka. Premia, którą płacimy za zakup „swoistego” ubezpieczenia jest niska, tak jak w przypadku niskiej składki za ubezpieczenie autocasco w przypadku bezwypadkowej jazdy. Gdy zmienność się dynamicznie zwiększa i rynek zaczyna uciekać, wówczas premia za zakup opcji odpowiednio wzrasta. Tak jak w przypadku składki za ubezpieczenie autocasco, gdy zdarzą nam się kolizje drogowe.
Kolejnym czynnikiem, na który warto zwrócić uwagę, jest oddalenie kursu wykonania opcji od kursu bieżącego spot. Można znacząco ograniczyć koszty zakupu opcji walutowych, w przypadku gdy kupujemy opcje na mniej dla siebie atrakcyjnych warunkach. To znaczy importer kupuje opcje kupna waluty pod swoje zobowiązania po kursach wyraźnie wyższych niż obecne kursy rynkowe. Powstaje pytanie, po co kupować tak mało atrakcyjne na daną chwilę instrumenty. Właśnie ze względu na ich niski koszt. Opcje walutowe należy wtedy potraktować jak zabezpieczenie na wypadek nieprzewidywalnych gwałtownych ruchów kursów walutowych.
Analizując obecną sytuację na rynku walutowym, można stwierdzić, że przedsiębiorcy (w głównej mierze importerzy) uśpieni względnym spokojem rynku przespali najlepszy moment do elastycznego i względnie taniego zabezpieczenia swojej ekspozycji walutowej za pomocą prostych opcji walutowych. Niechęć do rozwiązań opcyjnych tłumaczyć można w pewnym stopniu skutkami tak zwanej afery opcyjnej sprzed lat. Jednak jej przyczyny zostały nieodpowiednio przedstawione, a bezpieczne proste opcje walutowe zostały omylnie powiązane z często skomplikowanymi złożeniami opcyjnymi.
Analizują jednak definicje prostych opcji walutowych, możemy wyciągnąć wnioski, że ryzyko z nimi związane ogranicza się do zapłaconej na początku premii opcyjnej, która jest jednocześnie maksymalnym kosztem takiej strategii. Ostatecznie zatem pozostaje kwestia doboru momentu wdrożenia takich rozwiązań (timing zakupu opcji). Momentem tym był pozornie uśpiony rynek walutowy, gdy przedsiębiorcy niechętni byli dokonywaniu jakichkolwiek zabezpieczeń. Obecnie kupowanie opcji przy wysokiej zmienności rynku przypomina kopanie studni, gdy na dobre rozpętał się pożar.
Tomasz Szecówka
DM TMS Brokers S.A.
nr 9(113)2011 ![]() |