Zamknij
Serwis www.gazeta-msp.pl wykorzystuje technologię "cookies" tzw. ciasteczka. Pliki wykorzystywane są dla celów poprawnego funkcjonowania naszego serwisu. W przypadku braku zgody na ich zapisywanie konieczna jest zmiana odpowiednich ustawień przeglądarki internetowej z jakiej korzystasz.

Home >> Wszystkie artykuły >> Dollar is dead? >>

Dollar is dead?

Koniunktura w polskiej gospodarce

To dość mocne i emocjonalne pytanie na przestrzeni ostatnich tygodni zaczął sobie zadawać każdy obserwator rynków finansowych. W środę, 27. lutego padła bariera 1,5 dolara za euro, a w kraju niegdysiejszy „król kantorów” był wart zaledwie 2,3250 zł. Względem złotego amerykańska waluta straciła na przestrzeni miesiąca ponad 12 gr. Czy zatem warto jeszcze wierzyć w siłę dolara? A może wykorzystać obecną sytuację do korzystnego wzięcia kilkuletniego kredytu?
Dolar spadł do drugiej ligi walut – takie komentarze towarzyszyły pokonaniu bariery 1,50 USD za euro. Amerykańska waluta była jednocześnie najsłabsza od ponad 10 lat względem wielu walut rynków wschodzących. Także dolarowy koszyk badający relację „zielonego” względem euro, funta, jena, franka, dolara kanadyjskiego i korony szwedzkiej spadł do poziomu 74 pkt, najniższego od powstania US Dollar Index w 1971 r. Odwrót od dolara to wynik wielu czynników – głównie przyjęcia dość luźnej polityki monetarnej przez amerykański bank centralny. Ostatnie działania FED, które doprowadziły do spadku stóp procentowych o 125 pkt. bazowych w styczniu i towarzyszące im późniejsze komentarze, świadczą o tym, iż kolejne cięcia kosztu pieniądza w USA są prawdopodobne. Według rynkowych przewidywań główna stopa funduszy federalnych już 18. marca spadnie z obecnych 3,00 proc. do 2,50 proc., a na koniec roku wyniesie 2,00 proc. Nie brak także głosów, iż w obecnym cyklu spadnie ona do poziomu notowanego ostatnio w 2004 r., czyli 1,0 proc. To pokazuje, iż FED postanowił powtórzyć sprawdzoną przez siebie receptę na pobudzenie gospodarki, którą zastosował podczas pęknięcia bańki internetowej w 2000 r. i zamachu na Word Trade Center w 2001 r. Tyle, że historia nie zawsze się powtarza, a świat się zmienia. W ciągu ostatniego dziesięciolecia wzrosło znaczenie nowych gospodarek, takich jak Indie, Chiny, Rosja czy Brazylia. Generowany przez nich efekt bogactwa doprowadził do wzrostu zapotrzebowania na żywność i energię, co uruchomiło globalną machinę inflacji. W efekcie ceny rosną niemal wszędzie, co wkrótce wzbudzi niepokój decydentów w bankach centralnych. Tym samym obecna postawa FED, który deklaruje kolejne obniżki stóp procentowych dopóki gospodarka nie podniesie się z dołka (a to nie zapowiada się szybko), zmusza do zastanowienia się, czy sytuacja gospodarcza nie jest o wiele bardziej poważna niż to się powszechnie deklaruje. Fakt, iż zarówno wskaźniki inflacji konsumenckiej i producenckiej są obecnie na wyższych poziomach niż przed rozpoczęciem cyklu obniżek stóp procentowych w sierpniu 2007 r., jest dowodem, iż członkowie banku centralnego świadomie (?) łamią podstawowe reguły polityki monetarnej, zwiększając ryzyko wejścia gospodarki w kilkuletni okres stagflacji. Przypomnijmy, iż określenie to oznacza sytuację, w której inflacja utrzymuje się na wysokich poziomach, a wzrost gospodarczy jest dość niski. Jest to szczególnie szkodliwe dla długofalowych perspektyw gospodarki i ogranicza pole działania dla banku centralnego, a przede wszystkim zniechęca do inwestycji w akcje, obligacje oraz walutę. Może się zatem okazać, że dolar nieprędko podniesie się z dołka i będzie jeszcze tańszy niż teraz. Odpowiedź na pytanie o przyszłość dolara znajduje się także w postawie pozostałych banków centralnych. Utrzymująca się niepewność co do globalnej inflacji nie zachęci decydentów do rozważenia obniżek kosztu pieniądza w obliczu słabnącego wzrostu gospodarki. Szanse na rychłe cięcie stop procentowych przez Europejski Bank Centralny znikły tak szybko jak się pojawiły, co wygenerowało dodatkowy popyt na wspólną walutę. Z kolei Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się w końcu lutego na podwyżkę stóp procentowych o 25 pkt bazowych do poziomu 5,50 proc. Opublikowane w ostatnich tygodniach dane makroekonomiczne pokazujące dość silny wzrost inflacji i płac w styczniu (odpowiednio 4,3 proc. r/r i 11,5 proc. r/r), a także wysoką dynamikę produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej sygnalizują, iż do zakończenia cyklu podwyżek jest jeszcze daleko. Zwłaszcza, że rośnie ryzyko wystąpienia efektu drugiej rundy inflacji, na co zwracali uwagę członkowie RPP. Może się zatem okazać, że w końcu marca główna stopa wzrośnie do poziomu 5,75 proc., a w perspektywie całego roku przekroczy 6,00 proc. To będzie stanowić magnes dla inwestorów poszukujących wyższych stóp zwrotu i tym samym przełoży się na dalsze umocnienie złotego. W efekcie, jeśli na rynkach akcji nie dojdzie w najbliższych tygodniach do poważnych spadków, to w końcu marca za jedno euro możemy zapłacić 3,45-3,47 zł (obecnie 3,52 zł), a za dolara 2,23-2,25 zł. Odpowiada to zwyżce notowań EUR/USD w okolice 1,54-1,55. Czy można wykorzystać słabość amerykańskiej waluty? Tak. Recepta wydaje się prosta – mowa o kredycie złotowym denominowanym w dolarach. Jeśli 18. marca br. FED obniży stopy procentowe do poziomu 2,50 proc., to ich poziom będzie niższy niż w Szwajcarii (2,75 proc.). Dodatkowo w perspektywie kilku lat, perspektywy dla dolara będą znacznie gorsze niż dla franka. Z punktu widzenia oceny ryzyka, taki kredyt nie powinien być jednak brany na dłużej niż na 5-7 lat. Przy ocenie istotna będzie też marża oferowana przez bank.   Marek Rogalski Główny Analityk First International Traders Dom Maklerski S.A. www.fitdm.pl
Pełna treść artykułu dostępna jest w formie e-gazety.

Zamów Gazetę PDF koszyk



nr 3(72)2008


zamów koszyk

Zobacz więcej na temat: waluty | euro | USD | Rada Polityki Pieniężnej

| |
Komentarze Dodaj komentarz
Brak komentarzy.

Partnerzy

Reklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzyReklama partnerzy
Archiwum